Nie mogę uwierzyć, że minął rok od poprzedniej recenzji, w której opisywałam poezję Małgorzaty Lebdy. Z mglistym wspomnieniem wróciłam do swojego tekstu, przeczytałam kilka wierszy, które tam wyróżniłam i cały czas nie mogę się nadziwić zmianie, która zaszła w autorce w ciągu 7 lat.
Tytuł: Granica lasu
Autor: Małgorzata Lebda
Rok: 2013
Wydawnictwo: Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu
ISBN: 978-83-62717-92-7
Dla przypomnienia wrzucam Wam recenzję debiutanckiej publikacji: KLIK! Ale sama najchętniej bym o tamtej książce zapomniała. Głownie dlatego, że Granica lasu zachwyca!
Widać tu wyraźną zmianę w stylistyce wierszy, są mniej eksperymentalne jeśli chodzi o formę, cudownie sprozaizowane, ale głębia uczuć i znaczeń jest tutaj porażająca. Tym bardziej, że znajdziemy tu wiersze napisane po śmierci rodziców autorki.
Bardzo długo, także na własnym przykładzie, broniłam stanowiska, że wielka lub dobra sztuka nie musi brać się z cierpienia. Po takich wierszach jednak człowiek przestaje walczyć z wiatrakami. Z żalem, ale jednak, trzeba przyznać, że ból nadaje tym wierszom czegoś mrocznego, nienazwanego i przejmującego.
Niektórzy piszą, że Granica lasu to zbiór trenów, ale to także hołd oddany dzieciństwu, rodzinnemu domostwu i wczesnym wspomnieniom, które na wpół zapomniane odciskają swoje piętno na dorosłym życiu.
To dzieciństwo uległo pewnego rodzaju mitologizacji, ale nie znajdziemy tu sielankowych scen i roześmianych dzieci, tylko oniryczny chłód, niewypowiedzianą groźbę, która kole czytelnika, dostaje się pod skórę, mrozi do szpiku kości.
Podczas lektury przekraczamy tytułową granicę lasu, miejsce, które według licznych wierzeń samo w sobie jest magiczne, niepokojące i niebezpieczne. Duchy, a raczej niespokojne podmuchy wiatru wkradające się do dziecięcych pokoi, podkreślają pochmurną baśniowość wierszy.
Skusiłabym się także na wzmiankę o ekokrytyce, o ingerencji człowieka w świat naturalny, szacunek dla zwierząt, związek z przyrodą, ale to zostawię sobie na kolejną recenzję, bo następny tomik będzie ściśle powiązany z tym…
Link do recenzji Matecznika - klik!
Bardzo ciekawa pozycja. 😊
OdpowiedzUsuńPolecam bardzo! ^_^
UsuńMuszę przyznać, że czuję się zaintrygowana i mam ochotę sięgnąć po tą książkę.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, gdy moje recenzje tak działają! Super! ^_^
UsuńCzuję się zaintrygowana. Okładka jest mroczna... mam wrażenie, że ta poezja też powoduje u człowieka pewien dyskomfort. :) chętnie dam szansę.
OdpowiedzUsuńOh, dokładnie tak będzie! To mrowienie pod skórą to właśnie takie uczucie!
UsuńMuszę przyznać, że brzmi bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zachęciłam! ^_^
UsuńA ja nie umiem się ustosunkować ;) Nie trafia do mnie forma, ale poezja rządzi się swoimi prawami i nie zależy jej, żeby trafiać do wszystkich.
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się tylko, że w dzieciństwie byłam czasami głupim bachorem i razem z resztą innych głupków biegałam za taką Jadzią. A ona strasznie się wkurzała i nas goniła. Mieliśmy też we wsi podpalacza, który trzymał kilka wsi w strachu co sobota. Ot, wspominki ;)
Ale to wspominki bardzo na temat! Bardzo adekwatne! :D
UsuńJa wiem, że z poezją tak właśnie jest, czasem trafi, czasem nie. Zależy od wrażliwości, czasem od momentu, gdy taką książkę się czyta. Ze mną ten tomik rezonuje bardzo, dlatego polecam. Ale wiadomo, nie zmuszam ^_^