17:29:00

Niebezpieczne związki

Niebezpieczne związki

Powieść w całości składająca się z listów. Debiut, arcydzieło, a jednocześnie jedyna książka napisana przez autora. Słynne ekranizacje, zepsucie, zagrywki psychologiczne i żądze cielesne. To tak w kilku zdaniach! A o co dokładnie się rozchodzi?

Tytuł: Niebezpieczne związki
Tytuł oryginału: Les Liaisons dangereuses 

Autor: Pierre Choderlos de Laclos
Tłumacz: Tadeusz Boy-Żeleński

Rok: 1782
format: audiobook

Ile wokół tej książki krzyków niezadowolenia - że nudna, że same listy, że niemoralna i gorsząca. I wyobraźcie sobie, że takie same opinie pojawiają się u nas od mniej więcej stu lat (książkę po raz pierwszy wydano w Polsce w 1912 r.). Oznacza to chyba, że ciągle budzi emocje, bo treść jest wyborna!

 

To książka o manipulacji, pokusach i żądzach, obraz francuskiej arystokracji, która jest jednocześnie znudzona i niezaspokojona oraz naiwna i dewocyjnie pobożna. Wyrachowana sztuka uwodzenia jest przeciwstawiana niewinnej miłości. Intrygi i pożądanie, zaufanie i prawdziwe, głębokie uczucia - wszystko przeplata się na kartach listów wymienianych między bohaterami. 

Literacko jest to zabieg świetny, ponieważ dostajemy żywiołowy opis uczuć każdej z postaci, a wydarzenia są tak jasno relacjonowane, jak w przypadku standardowej narracji. Jedyne, do czego mam zastrzeżenia, to notka na końcu książki, że nie wszystkie listy zostały przetłumaczone... jakby tłumacz miał prawo wybierać! To jest niesmak na skalę Ireny Tuwim...

Główna rozgrywka toczy się między wicehrabią de Valmont a markizą de Merteuil. Aby wrócić do łask tej ostatniej, de Valmont zgadza się na towarzyską rozgrywkę uwodzenia Cecylii de Volanges i prezydentowej de Tourvel. Obie słyną z cnotliwości i nieskalanej reputacji. Tym bardziej podbicie serc, no i nie tylko (nie oszukujmy się! toż to Francja, libertynizm!) ma stanowić wyzwanie. 

Problemem staje się urażona duma, ambicje, poboczne rozgrywki, wyrafinowanie i to, co najbardziej zgubne - prawdziwe, czyste uczucie. Zakończenie jest odpowiednio dramatyczne i sprawiedliwe (na tyle, na ile czujemy satysfakcję z niektórych wątków). 

Wstyd się przyznać, że nie widziałam najgłośniejszej ekranizacji tej powieści (1988) z całą masą gwiazd: Glenn Close, John Malkovich, Michelle Pfeiffer, Uma Thurman i Keanu Reeves to chyba niemało? Plus 3 Oscary w puli. Do nadrobienia!

Ale film, który zmienił chemię mojego mózgu to oczywiście bardziej współczesna wersja tej opowieści, czyli Szkoła uwodzenia (1999). Dlatego pisałam na Instagramie, że jeśli ten film nie zniszczył Was w młodości, to nie możemy się przyjaźnić! Kaseta VHS odtwarzana zbyt często, by uznać to za przyzwoite! Nie żałuję niczego i koniecznie muszę obejrzeć teraz oba te filmy! 

A książkę polecam, jeśli jesteście otwarci na coś więcej niż obyczajówki pisane na jedno kopyto i top 10 z empiku!

12:47:00

Towarzystwo Jane Austen

Towarzystwo Jane Austen

Kolejna spontaniczna zdobycz biblioteczna, którą w sumie pomyliłam z innym tytułem! Byłam przekonana, że widziałam w internecie fragment adaptacji, a po lekturze dopiero zorientowałam się, że na podstawie tej książki jeszcze nic nie powstało (chociaż serial jest w planach).

Tytuł: Towarzystwo Jane Austen
Tytuł oryginału: The Jane Austen Society

Autor: Natalie Jenner
Tłumacz: Katarzyna Malita

Rok: 2020/2023
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 978-83-659-2818-4


Akcja książki rozgrywa się krótko po II Wojnie Światowej w małej miejscowości, w której słynna pisarka spędziła ostatnie lata życia. Rolnik, który poświęcił wszystko dla rodziny i majątku, młoda i ambitna nauczycielka, ostatnia przedstawicielka rodu spokrewnionego z bratem Jane Austen, adwokat, głodna wiedzy służąca, lokalny doktor i wielka gwiazda Hollywood. Wydaje się, że nic nie może łączyć tak odmiennych osobowości. Nie dość, że różnią się wiekiem, wykształceniem i pochodzeniem, to prezentują całkiem różne temperamenty. Ale ich wspólna miłość do powieści Jane Austen stanowi świetny początek relacji, o których nawiązanie by się nie podejrzewali. Bo w imię ochrony książek, pamięci i dziedzictwa, są w stanie wyjść ze swoich stref komfortu i podjąć dość trudne życiowe decyzje – zwłaszcza, że każdy poniósł już straty – zarówno w obliczu wojny, jak i tragedii życia codziennego.

Może postacie nie są wybitnie głębokie – wiemy, kto jest zły, do jednego czy dwóch pozostałych bohaterów możemy mieć wątpliwości. Ale jednak jest to ciepła opowieść o trosce, przyjaźni i miłości. Jenner może nie stosuje tutaj jasno rozumianego retellingu, ale doskonale widzimy, które postacie powielają schemat relacji z Perswazji czy Dumy i uprzedzenia. Ale nie wydaje mi się, żeby to stanowiło problem dla miłośników oryginałów!

To przyjemny romans, trochę powieść obyczajowa. Nic pompatycznego, ale poprawi Wam humor, jeśli lubicie oba te gatunki. Fabuła na koniec trochę gna, ale posłowie z ciekawostkami historycznymi wynagrodzi pośpiech. Autorka wyjaśnia na przykład, że wszystkie postacie to fikcja, ale miejsca jak najbardziej się zgadzają. A prawdziwy dom w Chawton został kupiony i przerobiony na muzeum i bibliotekę przez założycieli Cisco Systems – myślę, że większość pracowników korporacji wie, co to za ustrojstwo, bo bez niego nie moglibyśmy wykonywać codziennych obowiązków 😃 Więc nawet jeśli jesteście rozważni w pracy, to po godzinach jak najbardziej możecie być romantyczni!

18:37:00

Mamy trupa i co dalej. Od umierania do pochowania

Mamy trupa i co dalej. Od umierania do pochowania

Chcecie wiedzieć, jaką książkę 14-letnia Karo miałaby na swojej półce? Właśnie tę! Każde szanujące się gotyckie serduszko, które dorosło, zajęło się pracą i płaceniem rachunków zabije teraz mocniej!

Tytuł: Mamy trupa i co dalej. Od umierania do pochowania
Autor: Małgorzata Węglarz, Agnes Tołoczmańska

Rok: 2024
Wydawnictwo: RM
ISBN: 978-83-8151-513-9

Jeśli ktoś zerknąłby mi przez ramię w gimnazjum, na pewno zobaczyłyby uroczy różowy notatnik, a w środku szkice nagrobków. Tak, można śmiało powiedzieć, że to nie był krótki okres przejściowy, bo dzisiaj w każdym pomieszczeniu w domu mam jakiegoś nietoperza (w łazience też), a mój służbowy laptop oklejony jest stosownymi halloweenowymi naklejkami. Rozumiecie zatem, dlaczego jak zobaczyłam czarno-fioletową okładkę z kościotrupkami, to książka nie zagrzała długo miejsca na bibliotecznej półce!

Pomijając mój humorystyczno-makabryczny okres dojrzewania i jego konsekwencje, muszę przyznać, że książka to zbiór bardzo cennych wskazówek - coś w stylu: wszystko, co chcielibyście wiedzieć o pogrzebie, ale baliście się zapytać!


Autorki opowiadają, co się dzieje z człowiekiem po śmierci - ale tak fizycznie. Jakie usługi świadczą zakłady pogrzebowe, czego wymagać, czego się spodziewać. Wyjaśniają tajniki kremacji, czego używa się do makijażu zmarłych lub jakich standardów powinniśmy oczekiwać, żeby nasi najbliżsi mieli godne pożegnanie. 

Ale nie trąca tu chłodem biurokracji. Autorki pochylają się nad zagadnieniem żałoby, cmentarnej etykiety, a nawet przybliżają temat miejsc pochówku dla ukochanych pupili. Wszystko z troską, żeby zmarli wyruszyli w ostatnią drogę z szacunkiem, a ci co zostają, łatwiej poradzili sobie nie tylko z zadaniami, których nikt inny nie wykona, ale także z samą stratą. 

Jednak nie myślcie, że to książka przygnębiająca! Po lekturze będziecie bogatsi nie tylko w wiedzę praktyczną, ale też masę smaczków! Etymologia słowa 'cmentarz'? Jest! Instrukcja, jakie kwiaty są najlepsze i czemu mają być parzyste? Jest! Różnica między piecem kremacyjnym a krematoryjnym? Jest! 'Tanatokosmetolog' nowym słowem w słowniczku? Jest! Dlaczego nie można rozrzucić prochów męża na wietrze? Jest!

To może nie będzie książka dla każdego, ale dziewczyny naprawdę starają się zwiększyć świadomość doświadczeń, które dotkną nas wszystkich. A same też muszą sobie radzić w branży z komentarzami jednego czy drugiego Janusza biznesu w stylu 'młode, to się nie znają, a trupa to się na Kropelkę sklei'.

Jedynym drażniącym tematem jest kryptoreklama firmy zajmującej się dość oryginalnym kamieniarstwem, która zajmuje cały rozdział, ale za to autorki piszą o NecroExpo, o których dowiedziałam się od koleżanki z pracy i jaram się, że takie targi są organizowane! A wiecie, że ostatnio odbył się tam konkurs kopania grobów na czas?! 😃 Dystans, ludzie, bo wszyscy zginiemy! hehe 

18:21:00

Ogród nad brzegiem morza

Ogród nad brzegiem morza

Przyznaję się od razu – skusiła mnie okładka. Nie miałam wcześniej styczności z twórczością autorki, więc nie miałam uprzedzeń, ale też nie byłam nastawiona na arcydzieło. Okazało się za to, że od tej dość krótkiej książki nie można się oderwać!

Tytuł: Ogród nad brzegiem morza
Tytuł oryginału: Jardí vora el mar

Autor: Mercè Rodoreda
Tłumacz: Anna Sawicka, Magdalena Pabisiak

Rok: 1966 / 2025
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN:978-83-66500-61-7

Stary ogrodnik wspomina czasy, gdy doglądał ogrodu w pięknej willi nad brzegiem morza. Z relacji wynika, że posiadłość nie jest bardzo oddalona od Barcelony, a właściciele przyjeżdżają w połowie czerwca i zostają aż do jesieni. Nasz bezimienny narrator streszcza sześć lat swojej pracy, chociaż z samym domem, a raczej z ogrodem, związany jest od wczesnej młodości.



Młode małżeństwo, przyjaciele, spontaniczni goście i bajecznie bogaty sąsiad, który tuż obok buduje willę dla swojej córki i zięcia. A do tego służba, trener koni, właściciel lokalnego zajazdu, a nawet instruktor nart wodnych. Całe to kolorowe towarzystwo zaskakuje i bawi, okazuje się próżne, skrzywdzone, naiwne i po prostu nieszczęśliwe. Od malowania na tarasie, po pływanie w morzu, a nawet poprzez tresowanie małpki, bohaterowie oddają się zwykłym wakacyjnym czynnościom, ale obserwator, choć nie chcę się angażować w plotki, dostrzega niedoskonałości i dramaty, sam od czasu do czasu zdradzając historie ze swojej przeszłości.

Choć z opisu i fabuły wynika, że przeszłość rzeczywiście dosięga właścicieli willi w najmniej spodziewany sposób, ton książki jest spokojny, opanowany, właśnie taki, jakiego byśmy się spodziewali po sędziwym mężczyźnie, który tylko przyglądał się wydarzeniom z boku. Nawet największa tragedia, czy zwrot akcji są opisane krótko i rzeczowo i to od czytelnika zależy, jak bardzo zaangażuje się w wydarzenia. Mnie taki dystans odpowiadał, choć przyznam, że może chciałoby się pochylić nad emocjami trochę bardziej.

Książka, chociaż napisana w 1959 i wydana w 1960 ma klimat Wielkiego Gatsby’ego – wille, oszałamiające przyjęcia, bogactwo, które odbiera rozum, miłość, po którą wracamy po latach. Ale być może właśnie ze względu na wybór narratora, nie dostaniecie cekinami po oczach, nie ogłuszy Was ryk samochodów, blichtru i lat 20. Ale z drugiej strony, może właśnie ta stonowana opowieść staje się przez to bardziej ludzka. Oceńcie sami!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.


10:18:00

Córka czarownic

Córka czarownic

To się mogło bardzo dobrze skończyć. Tajemnicze dziecko wychowywane przez czarownice? Kraina podbita przez najeźdźców i przekazywana z pokolenia na pokolenie narodowowyzwoleńcza pieśń, która utrzymuje wiarę w narodzie? Brzmi kusząco, ale w sumie odradzam.

Tytuł: Córka czarownic
Autor: Dorota Terakowska

Rok: 1991 / 2003
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 83-08-03307-5

Dziecko, dziewczynka, panienka - w miarę jak mijają lata, główna bohaterka przechodzi spod opieki jednej czarownicy pod opiekę kolejnej. Każda z magicznych Sióstr uczy dziewczynkę czegoś innego - odrobiny magii, przywoływania zwierząt, odczytywania gwiazd, trudu ludzkiej pracy. Każda wkłada ogrom starań, ale ponieważ czarownice różnią się od zwykłych śmiertelników, zapominają o zwykłej miłości względem dziecka. 

Autorka z tego próbuje zrobić wyjaśnienie, czemu jej bohaterka jest krnąbrna, złośliwa, zarozumiała, nieczuła i kapryśna. A, no tak, bo w sumie to jest jeszcze zaginioną księżniczką i jak tylko to do niej dociera, to dopiero jej pycha i pogarda odpalają się na pełnej... Mimo że całe życie hasa po lasach jak dzikie stworzenie, to ciągle jej mało wolności, a jak się dowiaduje, że panowanie nad narodem to jednak dość odpowiedzialne zadanie, to zaczyna ryczeć. Jak tu z takim słodziakiem nie sympatyzować! 

 

Świat przedstawiony jest bardzo ubogi. Mamy super mądrych królów, którzy trochę przedobrzyli w swojej wizji idealnego świata (nie ma to jak zakopać wszystkie miecze, bo jest tak fajnie, że nie chcemy już wojny!). I najeźdźców, którzy zobaczyli, że ci za miedzą mają tak fajnie i ej, zobacz! Zakopali wszystkie miecze! A i potem przez prawie osiem stuleci najeźdźcy nie przyzwyczajają się do mieszkania w budynkach, bo stepy to jedyne słuszne lokum.

Niby to fantastyka, a jednak nagle pojawiają się jakieś kosmiczne statki na planetach za siedmioma księżycami. Niby to taki klimat średniowiecza, a tu jakieś fabryki w miastach są opisane. Niby to dla dzieci, ale za cholerę bym tego dziecku nie dała. 

Klimat trochę przypominał flaki z olejem Ziemiomorza. I ja tę atmosferę bym łyknęła - niby nic się nie dzieje, próbujemy domyśleć się, jaki morał chce przekazać Terakowska, 200 stron mówimy o tym, że to jednak trochę nieludzkie zmieniać wiewiórkę w szyszkę. A potem jakby autorka znudziła się własną książką i najważniejszy rok nauki złotowłosego zarozumialca jest opisany na jakichś 5 stronach, kulminacyjny zwrot akcji jest żywcem ściągnięty z Tolkiena, ale nie wzbudza żadnych emocji i w sumie fabuła się kończy tak, jakby czytelnikowi zgasić światło - nie wiesz co dalej, ale możesz już iść spać. 

Arcydzieło? Klasyka literatury dziecięcej? Doskonała autorka? Ktoś się nażarł nie tych grzybów, jak tworzył takie opisy. Albo ładnie próbował ukryć plagiat pisząc, że to bełkot "na miarę powieści mistrzów fantasy – Tolkiena i Ursuli K. Le Guin". Fuj!

A jakby ktoś chciał przeczytać moje recenzje Ziemiomorza sprzed dziesięciu i dziewięciu lat (jezu, ten blog wtedy istniał?) to zapraszam do linków poniżej:

Czarnoksiężnik z Archipelagu
Grobowce Atuanu
Najdalszy brzeg

Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger