Czy znowu skusiłam się na Hemingwaya, bo wykształcenie filologa mnie do tego podkusiło? Tak. Czy po raz kolejny utwierdziłam się, że literatura amerykańska to nie jest moja dziedzina? Tak.
Tytuł: Pierwsze 49 opowiadań
Tytuł oryginału: The First Forty-Nine Stories
Autor: Ernest Hemingway
Tłumacz: Karolina Wilamowska
Rok: 1938 / 2025
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN: 987-83-67022-10-1
Jak oprzeć się kanonicznym lekturom? Tak mało czytamy klasyki literatury, że nie mogłam przejść obojętnie nad kolejnym nowym przekładem wydawnictwa Marginesy. W pełni szanuję i serię i koncepcję, ale Hemingway znowu dał mi w kość.
560 stron i 49 opowiadań później uważam, że wszystkie motywy dałoby się policzyć na palcach jednej ręki. Fascynacja toreadorami i corridą, męska brawura, męskie samotne wycieczki na pstrągi, męskie ego, męska głupota, męskie problemy w nawiązywaniu relacji, męskie problemy z ogarnięciem się w życiu i alkohol. Bonusowe punkty, jeśli to wszystko udało się zawrzeć w jednym opowiadaniu.
Ale to jest po prostu czysty Hemingway - przelewał na papier wszystko to, z czym sam się zmagał i co go gnębiło. Tym bardziej jednak utwierdzam się w przekonaniu, że prywatnie nie trawię gościa i nie jest to postać, z którą chciałabym pójść na kawę.
Nie zrozumcie mnie jednak źle, niektóre opowiadania przypadły mi do gustu. Na przykład "Krótkie szczęśliwe życie Francisa Macombera", "Hołd dla Szwajcarii" czy "Śniegi Kilimandżaro", ale na tak obszerny zbiór to raczej perełki. Motywy ciągle do nas wracają i mamy wrażenie, że większość opowiadań to ćwiczenie literackie, które mogłoby stanowić szkic lub rozdział jakiejś innej historii, ale jednak nie zostało nigdzie indziej opublikowane.
Krótka forma u Hemingwaya też przybiera różne aspekty. Niektóre opowiadania mają po kilkadziesiąt stron, inne to raptem pół strony tekstu. Jedno ma formę sztuki teatralnej, inne zaczyna się jak artykuł naukowy, a kończy jak dialog szaleńca w maglinie. Na pewno miłośnicy autora znajdą tu coś dla siebie, a książka, mimo obszerności, czyta się szybko, bo styl jak zwykle jest dziennikarski, a najdłuższe dialogi dotyczą zamawiania kolejnych drinków w restauracji.
Dla przypomnienia garść moich wcześniejszych recenzji:
Komu bije dzwon - czyli mogło być krócej, chociaż aspekt wojny to podstawa tej książki;
Ruchome święto - które zaskoczyło pozytywnie;
Rajski ogród - który w ogóle nie powinien zostać napisany lub wydany!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Marginesy. Chociaż nadal nie rozumiem, czemu przypisy nie są oznaczone w tekście właściwym.
Rzadko sięgam po opowiadania. Wolę raczej powieści pełnowymiarowe.
OdpowiedzUsuńto tym bardziej odradzam ten tytuł!
Usuń