10:31:00

Jak uspokoić swoje myśli

Z książkami tej autorki znam się już od dawna. Recenzowałam już dla Was Magię olewania (link do recenzji znajdziecie TUTAJ) i Ogarnij się (i TUTAJ), dlatego nie mogłam się doczekać, aż zapoznam się z jej najnowszym tytułem. Każdemu zdarzyło się przecież wpaść w panikę, gdy coś nie poszło po naszej myśli, dlatego taki poradnik uznałam za niezwykle przydatny. 

Tytuł: Jak uspokoić swoje myśli
Tytuł oryginału: Calm the f*ck down

Autor: Sarah Knight
Tłumacz: Anna Czajkowska

Rok: 2017/2020
Wydawnictwo: Muza S.A.
ISBN: egzemplarz recenzencki

Jak zwykle u Knight zachwycam się oryginalnym tytułem. Autorka nie ma problemu z użyciem słów dosadnych, dzięki czemu, sięgając po książkę, od razu wyobrażamy sobie, że z zaciętą miną próbuje nas uspokoić, nie wmawiając nam bezradnie, że "wszystko będzie dobrze".

Ponieważ autorka sama ma zdiagnozowane zaburzenia lękowe, doskonale wie o czym mówi. Bez wymądrzania się. Ale też i bez nieporadnego klepania nas po ramieniu. Wie, kiedy może pomóc, zdaje też sobie sprawę, że są problemy, których nie doświadczyła i takie, których nie można bagatelizować. Stara się zatem dać nam narzędzia, które ułatwią nam samodzielne opanowanie paniki, żalu czy histerii. 

Książka podzielona jest na cztery części i każda z nich, krok po kroku, pomaga nam zrozumieć oblicza paniki, ale też jak sobie z nimi radzić. Na początku wpadamy zatem w histerię! Razem z autorką wybieramy reakcję, która jest dla nas najbardziej charakterystyczna (lęk, smutek, gniew czy unikanie wszelkiego działania). 

I dowiadujemy się, że z praktycznie każdego nieszczęścia możemy wyjść obronną ręką. Bo najważniejszym pytaniem, jakie możemy sobie zadać, jest: Czy jestem w stanie kontrolować sytuację? Jeśli NIE, to moje zmartwienia przyprawią mnie o ból brzucha i kilka siwych włosów, ale nic nie zmienią. Jeśli odpowiedź brzmi TAK, to możemy przejść do kolejnych kroków. Czyli do uspokojenia się. 

Knight zdaje sobie sprawę, że samo powiedzenie komuś spanikowanemu „weź się uspokój” bardzo rzadko przynosi oczekiwane rezultaty. Chyba nigdy jeszcze w historii ludzkości nikt nie zareagował spokojem na takie hasło. Rękę dam sobie uciąć, że większość z Was tylko jeszcze bardziej się piekli (zwłaszcza podczas kłótni :D No, nie mówcie, że jest inaczej!)

Autorka proponuje nam odpowiednie kategorie do naszych „gównoburz” (ang. shit storm). Dzięki logicznemu podejściu i odstawieniu emocji w kąt, będziemy w stanie podejść racjonalnie do problemu i (uwaga, werble) nawet go rozwiązać! Drobny bilans, rachunek zysków i strat, ustalenie priorytetów działania, rozpatrzenie realnych możliwości i ta dam! Możemy przystąpić do produktywnego działania i nasze kłopoty przestają być kłopotami!

Ostatnia część książki to swojego rodzaju sprawdzian. Autorka przedstawia nam hipotetyczne (ale bardzo barwne) sytuacje, gdzie sami możemy podjąć decyzję, jak się zachować i jakie działania podjąć. To świetna zabawa i możliwość przetestowania teorii w praktyce, zanim nasze własne problemy tak nas obezwładnią, że z trudem przypomnimy sobie swoje własne imię i nazwisko, a tym bardziej racjonalne podejście do opanowywania histerii! 

Bardzo przyjemna lektura, idealna dla fanów autorki, bo gwarantuje nam wybuchanie śmiechem co kilka stron i całkiem racjonalne podejście do problemów, z którymi zmagamy się wszyscy. 

Problemem jednak jest język książki. Ja wiem, że wulgarny tytuł nie miałby prawa zaistnieć na naszym rynku wydawniczym (za tytuł w większości wypadków odpowiada wydawnictwo, a nie tłumacz) i że dostałam egzemplarz recenzencki przed korektą, ale o, mamuniu! Szykujcie się na małą lekcję języka polskiego i warsztatu tłumacza! Chyba, że sama recenzja Wam wystarczyła, to na dzisiaj już wszystko ;)

Po pierwsze osoba tłumacząca tekst nie wyłapała wielu żartów sytuacyjnych i komentarzy kulturowych. 
(…) podczas ogromnie ważnych wyborów ludzie oddają głos na pypcia w tanim czerwonym kapelusiku.
fragment książki, str. 17
Autorka wielokrotnie i w mniej zawoalowany sposób krytykuje Trumpa, który podczas kampanii prezydenckiej nosił czerwoną czapkę z daszkiem z hasłem „MAKE AMERICA GREAT AGAIN”. Czapkę z daszkiem, baseballówkę, ale nie kapelusik. 

Knight mówiąc o ignorowaniu naszych problemów przytacza bardzo znany rysunek. Nie znajdziemy go w książce, ale jeśli ktoś korzysta z Internetu, to na pewno skojarzy go po szczegółowym opisie. Tłumaczka nie zna obrazka i nie pofatygowała się, żeby go wyszukać, przez co „This is fine” (jako sytuacja, w której znajduje się piesek) jest przetłumaczona jako „To jest dobre. To jest naprawdę dobre”.  Nie ma w tym nic dobrego. Piesek nie mówi o tym, że kawa, którą pije mu smakuje, tylko, że sytuacja, w której się znalazł, nie jest taka zła. 

W innym fragmencie książki Knight nawiązuje do innej osobistości, którą (zwłaszcza w Stanach) wszyscy wielbią. Zgadliście, to Oprah Winfrey. Knight parafrazuje słynne „You get a car! And you get a car!” jako „Ty odczuwasz emocje! I ty odczuwasz emocje!”, ale tłumaczka tego nie wyłapuje i mało tajemniczy guru nagle staje się mężczyzną. Wszystko ma rodzaj męski. Tylko nie Oprah.

W książce roi się od błędów językowych i literówek, tłumaczka nie korzysta z tyldy (tego wężyka nad ñ), tworzy kalki językowe z angielskiego, nie tłumaczy tego, co powinna (np. autorka wybiera się na mocno zakrapiany rumem rejs ze znajomymi i nazywa statek "SS Mama needs her juice". Nie jest to prawdziwa nazwa prawdziwego statku, więc swobodnie można było to przetłumaczyć). Za to raper 50 Cent stał się 50 centówkami. Brawo… A amerykańskie słówko „trunk” zamiast być bagażnikiem stało się kufrem.

Ostatnim błędem, który kłuje w oczy jest niepoprawne stosowanie konstrukcji „odnośnie”. Poprawną wersją jest „odnośnie do czegoś”. Pierwsza jest rusycyzmem i uznaje się ją za błąd. (To, że błąd jest często powtarzany, nie oznacza od razu, że przestaje nim być). Mirosław Bańko, Katarzyna Kłosińska i Jan Miodek w różnych artykułach, na wszelkich portalach językowych dodatkowo zwracają uwagę, że jest to także określenie dość oficjalne i proponują stosowanie synonimów. To oznacza, że do swobodnego stylu wypowiedzi autorki, nijak ma się ten zwrot, błędnie stosowany i powtarzający się co 3-4 strony. 

Problemy z kursywą, interpunkcją przy wyliczeniach i nieporadność przy stosowaniu niektórych zwrotów są nagminne. Ja wiem, że niektóre z tych rzeczy zostaną wyłapane przy korekcie, ale tłumacze zazwyczaj sczytują tekst po sobie. Znaczy sprawdzają go, czytają, ZANIM odeślą gotową pracę. Takie niedbalstwo wydaje się dziwne, bo tłumaczka ma na koncie już całkiem sporo przetłumaczonych książek.

Ja z wydawnictwa nie dostanę egzemplarza finalnego, ale jeśli pokusicie się na kupno książki (która przecież ma przyjemną i przydatną treść), to dajcie znać, czy takie kwiatki językowe przeszły przez korektę! Jestem bardzo ciekawa!
Wyświetl ten post na Instagramie.
Dość dawno nie czytałam żadnych poradników. A że twórczość autorki znam, to z przyjemnością rzuciłam się na najnowszy tytuł. Książka nie zawiodła, jest zabawna, pomocna i nie jest protekcjonalna. Problemem okazała się cała masa błędów językowych w tłumaczeniu! Jeśli macie czas i ochotę zerknąć, jak tłumacz ocenia tłumaczenie, to zaparzcie sobie herbatę i pędźcie na bloga! Bardzo długa recenzja już czeka! . . . . #jakuspokoićswojemyśli #sarahknight #calmthefuckdown #poradnik #wydawnictwomuza #antiguru #nofucksgivenguides #guide #bookstagrampl #takczytam #czytaniejestfajne #książkanadziś #bookworm #czytambolubie #błędyjęzykowe #tłumaczenie #warsztattłumacza #swójswegopozna #translation #lostintranslation #spring #wiosna #flowers #plantsforlife #przedpremierowarecenzja #instabooks #kochamksiążki #composition #pinkisthenewblack #flowersforspring
Post udostępniony przez Redhead in Wonderland (@redhead_in_wonderland)


8 komentarzy:

  1. Poradnikowi odpada martwienie się o takie rzeczy jak bohaterowie czy fabuła, bo zwyczajnie ich nie ma. Poradnik ma jedną rzecz, którą musi zrobic dobrze: przekazac treść poprawną polszczyzną. Jeśli tego nie robi, to po co go czytać? Dla wiedzy? W internecie znajdę jej znacznie więcej i do tego za darmo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda książka powinna prezentować poprawną polszczyznę. Autorka nie miała przecież wglądu w to, czy jej pomysły zostaną prawidłowo przetłumaczone. Dlatego właśnie oddzielam recenzję książki od uwag językowych. Ale rozumiem, że nie będziesz chciała czytać pozycji, w której roi się od błędów. Pewnie sama też byłabym przez to uprzedzona. Zastanawiam się tylko na ile skuteczna okazała się w tym przypadku korekta tekstu.

      Usuń
  2. Właściwie, to chciałabym to przeczytać. Bo wydaje mi się, że książka może być prawdziwa i wartościowa skoro sama autorka ma swoje problemy i na życiowym doświadczeniu daje nam porady.


    U mnie nowy post, będę wdzięczna jeśli wpadniesz. 😊
    https://hiddenxguns.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest niezaprzeczalny plus tej pozycji - te wszystkie rady nie biorą się z powietrza lub z innych poradników. Jeśli uważasz, że ta książka pomogłaby Ci uporać się z paniką, to bardzo polecam ;)

      Usuń
  3. Ależ mnie denerwują takie literówki i błędy wrr ;/ Poradników mam przesyt, więc nie przeczytam tej propozycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nawet tekst przed korektą powinien się lepiej prezentować. Szkoda, bo forma zniechęca do przyzwoitej treści.

      Usuń
  4. Ta książka przede mną i też mam ją od wydawnictwa, więc tym bardziej zwrócę uwagę na wymienione przez Ciebie błędy :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dostałaś egzemplarz przed korektą? Może masz już ostateczną formę tekstu i tych błędów już tam nie ma?

      Usuń

Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger