To chyba pierwszy taki przypadek, gdy zainteresowałam się książką przez wzgląd na tłumacza. A gdyby nie spotkania z autorem organizowane w moim rodzinnym mieście, ta pozycja pewnie długo czekałaby na swoją kolej, a może nawet bym o niej zapomniała.
Tytuł: Bogowie pokazują klaty
Autor: Bill Gaston
Tłumacz: Krzysztof Majer, Kaja Gucio
Rok: 2019
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN: 978-83-66335-02-8
Nie podaję tytułu oryginału, ponieważ nie znajdziemy odpowiednika tej książki na rynku zagranicznym. Krzysztof Majer, konsultując się z autorem, wybrał te teksty, które oddają pewną spójność motywów, ale jednocześnie prezentują ich na tyle dużo, aby czytelnik miał w czym przebierać.
Osobliwe poczucie humoru jest czymś, co od razu zwróciło moją uwagę. Opowiadania Gastona niby wywołują uśmiech, niby przedstawiają sytuacje zabawne i humorystyczne, ale jednak zawsze podszyte są niepokojem, tym uczuciem, które nazywam nieprzyjemnym mrowieniem pod skórą.
Ociera się to niebezpiecznie o groteskę, ale nie jest to komiczna farsa, tylko zabawa z psotnym ogniem, który w każdej chwili może nam się wymknąć spod kontroli. Jednak gdy zabawne tony opowiadań już wybrzmią, złapiemy oddech po chichocie, który nam się mimowolnie wyrwał, będziemy w stanie dostrzec bardziej mroczny klimat, który przypomina amerykański gotyk.
Może to być świetny początek dyskusji o tym, co tak naprawdę uznajemy za literaturę kanadyjską — temat nakreślony również w posłowiu książki. Skąd Gaston (swoją drogą niezwykle zabawny i sympatyczny człowiek) czerpie tak niepokojące inspiracje, na kim się wzoruje?
Dlaczego z taką pasją wrzuca nas raz za razem w wir świata literatury — pisarzy, poetów, literaturoznawców? Muszę przyznać, że z dziką satysfakcją czytałam "Leśną ścieżkę" — opowiadanie strącające z piedestału Malcoma Lowry'ego. Pod wulkanem — rzekomą perłę modernizmu — wspominam raczej jako niestrawne widma alkoholizmu… Chociaż może powinnam ją teraz uważniej przeczytać.
Kolejnym motywem, który wybrzmiewa nad wyraz często jest szeroko rozumiana rodzina i relacje międzyludzkie. Wszystkie postacie Gastona czegoś od życia chcą, czegoś oczekują i czasem samo uświadomienie sobie takich potrzeb jest punktem kulminacyjnym opowiadania.
Jednak niezależnie od tematu przewodniego, postacie przeżywają jakiś kryzys, który podsyca wszechobecny niepokój. I to napięcie nie tyle wynika z niedopowiedzeń, co z próby zdefiniowania problemu. Jak do tych nieszczęść dochodzi? Kto jest odpowiedzialny? Tłumacz świetnie nazywa to "autosabotażem", ponieważ nie wszystko tym bohaterom się po prostu przydarza. Czasem są wręcz perfidnie odpowiedzialni za swoje niepowodzenia.
I o motywach w tej książce pisałabym jeszcze długo, bo jest o czym i z całego serca ją polecam, ale chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na sam język. Rzadko stwierdzam, że książka tłumaczona przez kilku tłumaczy jest dziełem spójnym. Tutaj jednak nic nie zgrzyta, ton opowiadań jest harmonijny, a jednak mimo wszystko tłumacze podkreślają swoją odrębność, podpisując się pod każdym tekstem.
I bardzo mi się taki zabieg podoba. Bo teraz do tablicy mogę wezwać od razu Krzysztofa Majera i spytać, czemu, na litość boską, znów kwestionuje moją znajomość języka polskiego!? Oczywiście zawsze słusznie. :)
Pierwszy raz czytam o tej książce, ale jestem nią bardzo zainteresowana. 😊
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że zaciekawiłam! ^_^
UsuńTo nie do końca moje klimaty, więc raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńZawsze powtarzam, że nic na siłę. Ale i tak bardzo dziękuję za odwiedziny! ^_^
UsuńNie słyszałam o niej, ale brzmi tak ciekawe, że czuję się być zaproszonona na degustację tej książki ;)
OdpowiedzUsuńOj, będziesz miała w czym się rozsmakować! ^_^
UsuńZaintrygowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuńJak mnie cieszą takie komentarze! Super! ^_^
UsuńJak to dobrze, że czytam twojego bloga, ponieważ w przeciwnym razie, ta książka by mi umknęła. Z pewnością po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Oby lektura sprawiła Ci przyjemność! I bardzo dziękuję za tak ciepłe słowa! <3
Usuń