15:09:00

Jak wychować zająca

Jak wychować zająca

Mam problem z tą książką, ponieważ bardzo chciałam, żeby mi przypadła do gustu, ale jest tam za dużo elementów, które powodują przewracanie oczami. 

Tytuł: Jak wychować zająca
Tytuł oryginału: Raising Hare

Autor: Chloe Dalton 
Tłumacz: Tomasz Bieroń

Rok: 2024 / 2025
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 978-83-08-08688-9 

Autorka podczas pandemii przeniosła się do odosobnionego domu na brytyjskiej wsi. Z dala od zagrożenia tłumami i wirusami próbuje zwolnić tempo. Jako doradca ds. polityki zagranicznej, która do tej pory miała stały kontakt z ludźmi i żyła na najwyższych obrotach, przestawienie się na pracę zdalną, ale też ciszę i kontakt z naturą przychodzi jako pewnego rodzaju szok.

Pewnego dnia na spacerze znajduje małego zająca - zdając sobie sprawę, że nawet najmniejszy kontakt ze zwierzątkiem może je narazić na odrzucenie przez matkę i ryzyko nie przetrwania w środowisku naturalnym, zostawia go tam, gdzie znalazła. Po paru godzinach, wracając z wyprawy, znajduje go jednak w tym samym miejscu - ani śladu dorosłego osobnika w pobliżu. 


 

I tak zaczyna się piękna przygoda o pomocy, zwiększaniu świadomości i uwrażliwieniu na potrzeby innych - nie tylko ludzi. Autorka jak tylko może, próbuje utrzymać zwierzątko przy życiu, ale stara się nie udomowić go za bardzo - oferuje jedzenie i azyl, ale narzuca ludzkiego przywiązania lub nawet imienia. 

Przez kolejne rozdziały czytamy, jak zając się rozwija, jakie ma zwyczaje i jakie zagrożenia na niego czekają. Autorka szuka pomocnych źródeł, opowiada o metodach prób i błędów, ale przede wszystkim opisuje troskę o małego towarzysza. 

I ogólnie jest to podnosząca na duchu opowieść o uwrażliwieniu na dobro innych istot, na naukę przewartościowania swojego życia. Jako wielka fanka zwierzaków, która dałaby się poćwiartować za moich własnych pupili, rozumiem wiele jej płaszczyzn. Ale autorka bardzo często wychodzi na naiwną hipokrytkę, której często nie da się słuchać. 

Jak martwi się o małego zająca, na którego może polować gronostaj, nie ma problemu, żeby drapieżnik zjadł pisklęta bażantów, które wykluły się w drugim końcu ogrodu. Ma problem ze zrozumieniem, czemu zające są uznane za szkodniki i ma pretensje o rozwój technologii rolniczych. Też nie podoba mi się, że ekspansja człowieka niszczy środowisko naturalne wielu stworzeń lub że okresy łowieckie ledwo są traktowane jako wskazówki dla myśliwych. Ale autorka nie jest obiektywna w swoich obserwacjach - tak jak w przypadku zdań, że zające niczego jej nie zniszczyły, więc w czym problem, że chodzą tu i tam. Ale doskonale pamiętamy opisy przegryzionych kabli lub wybebeszonych kanap z dosłownie kilku rozdziałów wcześniej. 

Naprawdę starałam się brać ogólny przekaz z jak najlepszą intencją, ale co innego chęć zmian, a co innego powrót do pługa doczepionego do pleców chłopki, która nie rozjedzie zająca na polu. Co innego uświadamianie ludziom, że nie jesteśmy na tej planecie sami, a co innego podwójne standardy i pretensje do sowy, która też chce się najeść w naturalnym kręgu życia. 

Musicie sami ocenić, czy książka jest ciepłą próbą przedstawienia przyrodniczego doznania i wzrostu świadomości, czy lekko fałszywą próbą wejścia na rynek wydawniczy, bo Angelina Jolie powiedziała, że umiem pisać. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu, ponieważ bądź co bądź, książka jest wydana przepięknie! 


21:18:00

Wielka księga symboli magicznych i duchowych

Wielka księga symboli magicznych i duchowych

Widzę "symbole i talizmany", myślę "biorę". Przecież co może pójść nie tak? Takiego tematu chyba nie ta się spartaczyć, biorąc pod uwagę, ile szerokich opracowań i źródeł i tak już istnieje na rynku. A jednak się zdziwiłam. Wydawniczy bubel roku? Bardzo możliwe, chociaż czytałam już kiepskie książki w 2025.

Tytuł: Wielka księga symboli magicznych i duchowych
Tytuł oryginału: Signs, Symbols & Omens: An Illustrated Guide to Magical & Spiritual Symbolism

Autor: Raymond Buckland
Tłumacz: Kamila Roszkowska

Rok: 2003 / 2025
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii
ISBN: 978-83-8301-814-0

Autor, który ma na swoim koncie dziesiątki publikacji, romskie korzenie i zamiłowanie do wiedzy tajemnej i okultyzmu. Nadal zapowiada się dobrze. Podział na rozdziały według wierzeń, kręgów kulturowo-geograficznych lub zjawisk. Wciąż wydaje się, że będzie ok. 

Dopóki nie zaczynamy wczytywać się w tekst! Rozdziały są króciutkie i powierzchowne. Samo stwierdzenie, że temat jest niedopracowany, to eufemizm! Buckland nie tylko nie prezentuje szerokiej gamy symboli, ale zupełnie przypadkowo wybiera sobie kilka (od 5 do 30, zależy chyba jak się wylosowało), żeby pokazać po prostu... przykład. 


 

Symbole nie są szeroko omówione - nie zawsze zatem dowiemy się o kilku znaczeniach, ale jeśli ma się pojawić cokolwiek przypominającego fallusa, to autor o tym wspomni! Wiele rysunków po prostu jest opisanych w stylu "motyw węża był bardzo popularny". Ale dlaczego? Jakie miał znaczenie? Czy to była jakaś metafora? Z tej książki się tego nie dowiemy. 

Jak na szumny tytuł Wielkiej księgi... autor niewiarygodnie często wyciąga kartę wyjścia z więzienia w Monopoly i bredzi, że ze względu na ograniczoną objętość tej publikacji nie może napisać więcej. To po kiego grzyba nazywasz to Wielką księgą symboli?

Oprócz tego, że każda strona razi po oczach niedoróbką, to zdarzają się też błędy merytoryczne. Znacie mój ból, gdy widzę brak rozróżnienia między kaduceuszem i laską Eskulapa. No w tej książce okazuje się, że to jedno i to samo. Fascynujące!!

Jedyną ciekawą rzeczą, o której istnieniu się dowiedziałam to magiczny kwadrat Sator-Rotas, o którym dużo więcej przeczytacie przy pierwszym lepszym wyszukiwaniu w Googlach niż w omawianej książce. Ale fani filmów Nolana znajdą tu ciekawe odniesienie do filmu, gdzie fabuła nie jest prowadzona linearnie! 


 

Książki bardzo nie polecam - nie dlatego, że jedyny rozbudowany rozdział jest o wiccanach i seksualnych podtekstach, ale dlatego, że cała publikacja ma vibe pseudo-okultystycznego naciągacza, który jest oblechem o lepkich rączkach i liczy, że ktoś się da nabrać na jego szatę czarodzieja z taniego chińskiego sklepu. 

12:40:00

Familiar

Familiar

Po Kafce (recenzja, klik!) zasługiwałam na odskocznię, ale chyba tak głęboko weszłam w praską rzeczywistość, że trudno było mi się przestawić na zupełnie inny gatunek. Chociaż motywy judaistycznie są wręcz dominujące!

Tytuł: Familiar 
Tytuł oryginału: The Familiar

Autor: Leigh Bardugo
Tłumacz; Klaudia Wyrwińska

Rok: 2024 / 2025
Wydawnictwo: Czwarta strona
ISBN: 978-83-68479-20-1 

Luzia jest pomywaczką w domu ubogiej hiszpańskiej szlachty. Śpi na podłodze, często jest bita i upokarzana, wykonuje pracę ponad siły. Jednak jest to życie bezpieczne, ponieważ posiadając nieprawdziwy chrzest może ukrywać swoje pochodzenie. 

Pewnego dnia jednak zakompleksiona pani domu zdaje sobie sprawę, że dziewczyna ma pewne magiczne zdolności, które mogą urozmaicić jej nudne życie towarzyskie i wprowadzić na bogatsze i piękniejsze salony. Nie ma jednak pojęcia, do jakiego nieszczęścia może doprowadzić jej próżność i niezadowolenie z życia. A Inkwizycja ma szpiegów na każdym progu. 

Wieść o cudach, które prezentuje pomywaczka, szybko dociera do ludzi wpływowych, takich którzy za wszelką cenę chcą wkupić się w łaski króla Filipa. Walka o dominację szybko przeradza się w pewnego rodzaju magiczny turniej, gdzie różne postacie mają zaprezentować swoje umiejętności. Jednak żeby do niego przystąpić, Luzia musi się jeszcze dużo nauczyć. 


 

Nowy sponsor ma na swojej służbie familiara - postać niebezpieczną i tajemniczą, żyjącą ponoć setki lat, mająca konszachty z samym diabłem. Jego oficjalnym celem jest poprowadzenie Luzii do zwycięstwa. Santangel ma jednak swoje ukryte motywy. A Luzia dumę i ambicje.

Pierwsze sto stron szło mi bardzo opornie, nie mogłam się zżyć z bohaterami. Ale nie odpuszczałam i stopniowo rzeczywiście dałam się wciągnąć w historię - w sumie w momencie, kiedy jasna staje się dla czytelnika chemia między postaciami. Bardzo dobrze poprowadzone napięcie, brak zaufania, wątpliwości, które trzymają do ostatniej strony. Aż chciałoby się więcej!

No i umówmy się, że fantastyka osadzona w naszych realiach historycznych też sprawia, że zaczynamy sobie wyobrażać świat, jakim mógłby być! Przecież renesansowa Hiszpania żyła utratą armady i nienawiścią do królowej Elżbiety! Przecież prześladowania Żydów i ich wygnanie z Półwyspu Iberyjskiego naprawdę miały miejsce. Strach przed Inkwizycją, która skazywała setki niewinnych osób na tortury za choćby wzmiankę o czarnoksięstwie, był obecny w całym społeczeństwie. 

Autorka sama przyznaje, że odrobinę bawi się chronologią i inspiracją prawdziwymi postaciami. Ale w bardzo ciekawy sposób wykorzystuje język ladino na potrzeby głównej bohaterki. Dzięki lekturze książki sama się dokształciłam z tego zagadnienia - otóż jest to język judeohiszpański. Za Wikipedią (link!) jest to język żydowski, który powstał jako dialekt języka hiszpańskiego po wygnaniu Żydów sefardyjskich z Półwyspu Iberyjskiego w latach 1492–1497. Obecnie zapisywany jest głównie alfabetem łacińskim.  

Dobrze wykorzystane motywy, dużo magii i świetna chemia między bohaterami sprawiły, że oceniam książkę pozytywnie. I chociaż samo zakończenie może mnie w fotel nie wcisnęło, to na pewno bardzo chętnie sięgnę po inne książki tej autorki!  

 

14:36:00

Franz Kafka. Koszmar rozumu

Franz Kafka. Koszmar rozumu

Widzieliście moje zachwyty na Instagramie, ale przyszedł czas na recenzję, która w pełni odda mój zachwyt. Bo dorosłam już do tego, żeby biografię przeczytać jednym tchem!

Tytuł: Franz Kafka. Koszmar rozumu
Tytuł oryginału: Nightmare of reason

Autor: Ernst Pawel
Tłumacz: Irena Stąpor

Rok: 1984 / 2025
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN: 978-83-68367-97-3

Dzieł Kafki nie trzeba nikomu przedstawiać, chociaż ja nie omawiałam ich w liceum, ale dopiero na studiach. Gdy wracam do recenzji Procesu (klik do 2014 r.!), widzę, że książka wstrząsnęła mną bardzo, chociaż dopiero teraz rozumiem lepiej, co opisywał autor. Zamek natomiast omawiałam na podstawie Waltera Benjamina, więc interpretacja tego dzieła przybrała wybitnie akademicki rozmach. 

 

Ale dopiero po zapoznaniu się z tak dokładną i szczegółową biografią, jestem w stanie lepiej zrozumieć, w jakim świecie żył Kafka, z jakimi problemami się zmagał i co jego znerwicowany umysł przeżywał, że stworzył takie, a nie inne dzieła. Naprawdę trudno tu oderwać dzieło od autora!

Pawel przedstawia dogłębną analizę korespondencji, dzieł literackich, wycinków gazet i dokumentów administracyjnych w sposób dostępny, wręcz gawędziarski. Gargantuiczny (nie bójmy się takiego wyszukanego słowa) wysiłek autora jest widoczny nie tylko w objętości dzieła czy polemice z innymi biografami, ale też w przedstawieniu szerszego kontekstu. 

To coś, czego często brakuje w biografiach - nie da się wyrwać człowieka z jego środowiska, kraju, czy czasów, w jakich żyje. Biograf przedstawia szeroką perspektywę społeczno-historyczno-polityczno-gospodarczą. Nic dziwnego, że dopiero wtedy dociera do nas, że Freud miał podobne pochodzenie, a kryzysy nacjonalistyczne i antysemickie wrzały w monarchii austro-węgierskiej na długo zanim zaczynamy utożsamiać je z II wojną światową. 

Sam Kafka, chociaż przedstawiony z ogromnym zaangażowaniem i dbałością o oddanie mu sprawiedliwości to ewidentnie człowiek zmagający się z wieloma demonami. Od dzieciństwa znerwicowany i przepowiadający swoje własne nieszczęścia. Kulturalny, momentami ciepły, ale zawsze szarmancki, z nikłą pewnością siebie. Pełen lęków, neuroz, dziwnych przyzwyczajeń i traum. Nieszczęśliwy w dzieciństwie, hołubiący osobiste tragedie w życiu dorosłym. Zagubiony pomiędzy nienawiścią do samego siebie a nieuświadomioną chęcią życia!

Choć od początku sympatyzujemy z biednym małym Franzem, im lepiej go poznajemy jako dorosłego człowieka, tym więcej niedoskonałości widzimy. Wręcz tracimy do niego miłość razem z biografem. Obojętność na wiatry historii, toksyczność w relacjach miłosnych, uwielbienie własnej niedoli, aż w końcu śmierć w wyniku choroby, która trawiła go latami pozostawiają na koniec lektury gorzki posmak. 

Co nie zmienia faktu, że skończenie tak doskonałej książki pozostawia ogromną satysfakcję - taką, która towarzyszy lepszemu zrozumieniu i radości z dowiadywania się szalenie ciekawych rzeczy. Tak, to żmudna lektura, ale jeśli jesteście choć odrobinę zaintrygowani tematem, to właśnie książka dla Was!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Marginesy! 

 

 

 

 

 

 

 

14:30:00

Czwartkowy klub zbrodni

Czwartkowy klub zbrodni

Bardzo możliwe, że wychodzę na prostą z literackim zastojem. Ale jeszcze nie ma fajerwerków, chociaż bardzo sobie tego życzyłam po tym tytule. Widziałam tyle pozytywnych recenzji, zatem jak ta książka wypadła względem moich oczekiwań?

Tytuł: Czwartkowy klub zbrodni
Tytuł oryginału: The Thursday Murder Club

Autor: Richard Osman
Tłumacz: Anna Rajca-Salata

Rok: 2020
format: audiobook 

Luksusowy dom, a raczej osiedle seniora i czwórka oryginalnych osobowości, z których każda - i umiejętnościami i doświadczeniem - wnoszą coś w rozwiązanie kryminalnej zagadki. Elisabeth, Joyce, Ron i Ibrahim początkowo spotykają się tylko dla rozrywki i zabicia czasu. Rozwiązują stare sprawy sprzed lat, do których w sumienie nie powinni mieć oficjalnie dostępu. 


Ich życie nabiera tempa, gdy całkiem dosłownie na ich podwórku dochodzi do brutalnych i niespodziewanych zbrodni. Ale prowadząc swoje hobbistyczne śledztwo muszą zacząć współpracować z policją, a niektóre wiadomości lepiej przekazywać ostrożnie. 

Czwórka przyjaciół, którzy czasem nie chcą się do takiego statusu przyznać, to ciekawe połączenie osobowości. Ibrahim był psychiatrą i ma wręcz maniakalne upodobanie do dokładnego wyliczania rzeczy i wykładów. Ron jest mistrzem awantur, bo jest legendarnym członkiem związków zawodowych. Joyce to pocieszna pielęgniarka a Elisabeth jest wyrachowaną dawną agentką wywiadu. 

Przyznaję, że najciekawsze w sumie są właśnie relacje pomiędzy tymi bohaterami, ponieważ wątek kryminalny, no.. po prostu jest. Autor nie daje nam żadnej szansy na dedukcję, o faktach po prostu się dowiadujemy, nie mamy ścieżki (lub ścieżek), którymi moglibyśmy podążać. To duży minus tej książki, bo nie ma wyzwania dla czytelnika. 


 

No i jednak nie dajmy się zwariować, główni bohaterowie swoje lata mają i cóż... trochę czuję, jakby podobny miał być docelowy czytelnik. Widziałam zarzuty, że netflixowa adaptacja jest przesłodzona, ale.. to naprawdę lekka powieść, która tylko opiera się na zbrodniach. Całkiem przyjemna, ale raczej bez dreszczyku. 

Nie ukrywam jednak, że aktorzy zostali dobrani idealnie do literackich postaci i już nie mogę się doczekać, aż obejrzę tę produkcję! 

Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger