16:48:00

Kleopatra i Frankenstein

Kleopatra i Frankenstein

Miało być zabawnie, niezwykle, może nawet niebezpiecznie. Dostajemy książkę inną niż oczekujemy, ale może to niekoniecznie zła rzecz.

Tytuł: Kleopatra i Frankenstein
Tytuł oryginału: Cleopatra and Frankenstein 

Autor: Coco Mellors
Tłumacz: Teresa Komłosz

Rok: 2022
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-8295-296-4

Cleo jest artystką, ma 24 lata i jej wiza niedługo straci ważność. Na imprezę sylwestrową 2007/2008 przyszła dzięki znajomej, ale nie jest w stanie wytrzymać do północy. W windzie spotyka Franka, którego wysłali do sklepu po lód. Mężczyzna jest jakieś 20 lat starszy od Cleo, ale chemia i błysk zrozumienia sprawiły, że resztę wieczoru spędzają razem. 


Szybko okazuje się, że fascynacja odmiennością, erotyzm i głęboka samotność popychają ich w kierunku sformalizowania związku. Potrzeba bezpieczeństwa, ciepła, seksu, pieniędzy i narkotyków mieszają się w tej dziwnej relacji, która niby tak dobrze się zaczęła. 

Autorka stosuje ciekawy zabieg, gdzie przeskakujemy pomiędzy postaciami z miesiąca na miesiąc. Chronologicznie posuwamy się do przodu, ale soczewka skupia się na innej perspektywie, wzbogacając historię głównych bohaterów. 

Jednak Cleo i Frank nie są ani sympatyczni, ani uzdolnieni, ani wyjątkowi, ani... no właśnie. Są nijacy i nie sposób się z nimi utożsamiać. Nie było mi żal tych postaci i nie robiło mi się przykro na myśl o tym, przez co przechodzą. Kunsztem chyba jest jednak stworzenie postaci tak miałkich, że nawet mnie nie irytowały. 

Tematy depresji, uzależnień, samotności i tożsamości są widoczne, na koniec nawet autorce przypomina się, że Cleo jest artystką i próbuje to ubrać w jakieś cierpienie wyższego stopnia, ale nadal nie czujemy nic, żadnych emocji związanych z lekturą. Nie męczymy się jednak z czytaniem - czcionka jest duża, dialogi całkiem bystre, ale to raczej opowieść o przeciętnych ludziach tylko w jakiejś odrealnionej rzeczywistości (no chyba tylko w Stanach dygają do sklepu po lód na domówkę, a wszyscy Wasi znajomi mają poważne problemy z narkotykami i przygodnym seksem).

Bo niby są problemy z pieniędzmi, ale jednak na magiczne białe kreski zawsze się znajdą. Nie mówimy o pracoholizmie, tylko o wysoko funkcjonującym alkoholizmie. Depresja przedstawiona jest jako odstawione leki i nieumyte włosy, ale nie zagłębiamy się aż tak bardzo w sam stan psychiczny. 

Możecie więc potraktować tę książkę jako obyczajówkę, która nic nie wniesie w Wasze życie, jako książkę na leżak, o której zapomnicie po powrocie do domu. I nie dajcie się omamić opisom na okładce - książka nie złamie Wam serca, możecie co najwyżej złamać jej grzbiet. Debiut nie może być wyczekiwanym tytułem, skoro nikt nie zna autorki. I nie porównujcie tej fabuły do Mojego roku relaksu i odpoczynku, bo tam chociaż ćpanie piguł doprowadziło mnie do szewskiej pasji. Recenzja wisi tutaj, o, klik! Poczytajcie jak się tak naprawdę pieklę!

20:03:00

Głupie ptaki Polski

Głupie ptaki Polski

Spodziewaliście się książki ornitologicznej na tym blogu? Ja też nie! A jednak tytuł gdzieś wpadł mi w oko, a że lubię obserwować jak sikorki na moim balkonie robią bałagan ze słoniną, to popędziłam do biblioteki!

Tytuł: Głupie ptaki Polski. Przewodnik świadomego obserwatora
Autor: Marek Maruszczak
Ilustracje: Nastia Juriewicz

Rok: 2024
Wydawnictwo: Znak Koncept
ISBN: 978-83-240-9499-8

Nie znałam wcześniej grupy na Facebooku ‘Zwierzęta są głupie i rośliny też’, gdzie autor się udziela. Starcie z jego stylem było zatem absolutną niespodzianką. Wprawdzie wiedziałam, że nie jest to encyklopedyczne podejście do tematu, ale nie spodziewałam się takiego ataku na skrzydlate stworzenia!

Autor przedstawia nam ponad 100 różnych ptaków – każdy opis zawiera rozpiętość skrzydeł, wagę, odgłosy, a także obszary występowania. A później następuje wyzłośliwienie się na temat danego gatunku. Rozumiem przekaz – to niby sfrustrowany obserwator, który dla dość oryginalnej w obecnych czasach pasji, musiał wyziębić tyłek na jakichś bagnach, pewnie wspinał się na jakieś skałki i dorobił się paru otarć naskórka, a w końcu biegał jak obłąkaniec po parkach i lasach, żeby dojrzeć jakiegoś skrzydlatego gnojka.


Kumam – to nie jest łatwe hobby, jak układanie puzzli w zaciszu ogniska domowego. Stąd pewnie (oczywiście udawana) frustracja. Dostaniecie zatem opisy bogate w hejt, złorzeczenie i werbalne wymachiwanie pięścią w stronę gałęzi. I o ile przez jakąś część książki to bawi, o tyle na dłuższą metę zaczyna być to odrobinę zbyt pogardliwe. Żarty są mocno osadzone w naszych współczesnych realiach (nawet tych politycznych) i wygląda na to, że autor nie ma nic miłego do powiedzenia. Cóż, po recenzjach widzę, że zniechęciło to bardzo szerokie grono odbiorców, które z większym szacunkiem odnosi się do fauny i flory. I na pewno nie jest to publikacja dla dzieci!

Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest w pewnym stopniu zabawna (tylko trzeba ją sobie dawkować), a autor dzieli się z nami nieoczywistymi ciekawostkami. Że sikorki jedzą mózgi, to pewnie już wiecie, ale że bielik, uwaga, nie jest orłem!? Cała polonizacja z przedszkola i pierwszych klas podstawówki idzie w łeb, bo nasz symbol państwowości jest z rodziny jastrzębiowatych, ale orłem per se nie jest. Wikipedia nawet podpowiada, że bielik jest „orłanem”. Łyso, nie?

Koniecznie jednak musicie zwrócić uwagę na ilustracje – ich walor jest wprost nieoceniony. Piękne detale, intensywna i wierna kolorystyka sprawiają, że nawet jeśli nie zobaczymy tych ptaków na żywo, rysunki wszystko nam wynagrodzą i nakarmią naszą wyobraźnię.

A i kolejny plus za hejt na myśliwych! Tutaj nie mam żadnego zastrzeżenia, jeśli chodzi o język i argumenty, których używa Maruszczak. Jazda z dziadami!

Musicie więc sami ocenić, czy jesteście na taką lekturę gotowi – niezależnie od stylu, jest to lekki zbiór ciekawostek, które mogą Wam umilić jesień.


18:02:00

Nie musisz. Od kultu osiągnięć do wypalonych pokoleń

Nie musisz. Od kultu osiągnięć do wypalonych pokoleń

Spodziewałam się książki, która może prześmiewać pokolenie Millenialsów (do którego dumnie należę). W dobie internetu jesteśmy przecież krytykowani przez pokolenie starsze (baby boomers) i młodsze (Gen-Z). Ile w tych komentarzach jest prawdy? Ile złośliwości jednak znajduje odzwierciedlenie tylko za oceanem, bo polskie standardy i realia lat 80. jednak ukształtowały nas zupełnie inaczej?

Tytuł: Nie musisz. Od kultu osiągnięć do wypalonych pokoleń
Autor: Mikołaj Marcela

Rok: 2024
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-6854-8

Już we wstępie okazało się, że nie dostanę książki krytykującej styl życia – tosty z awokado, spodnie-rurki, zamiłowanie do niezrozumiale drogiej kawy w Starbucksie czy brak możliwości finansowych zakupienia własnego mieszkania. Mikołaj Marcela jako wykładowca akademicki podchodzi do tematu bardzo poważnie (poważniej niż chciałam) i prezentuje rozległe badania dotyczące wypalenia – zawodowego, edukacyjnego a nawet emocjonalnego i rodzicielskiego.


Okazuje się, że nasze (i pokolenia Z) wieczne zmęczenie wcale nie wynika z tego, że mamy dostęp do smartfonów i jesteśmy narcyzami. Pęd życia, sytuacja ekonomiczna i wychowanie uwarunkowały nas na ciągłą pracę, stały samorozwój i nie pozwalanie sobie na prawidłowy odpoczynek.

Marcela wykazuje, że przejawy narcyzmu wśród nowych pokoleń były wypominane już w latach 70., a ostatecznie nasza wiara we własne możliwości była od najmłodszych lat wpajana nam przez pokolenie, które teraz najbardziej na nią narzeka. Sami się przecież nie wychowaliśmy!

Jednak chodzi tutaj jeszcze o coś więcej. Poprzednie pokolenia stawiały sobie za cel być lepszymi od swoich rodziców. Nasz podświadomy cel to nie być gorszymi. Ponieważ wszystko jest dla nas dostępne, wszystko jest możliwe, okazuje się, że nie potrafimy już odróżnić samorozwoju od obsesji, hobby od potencjalnych możliwości zarobkowych.

Od najmłodszych lat nasze plany lekcji są przeładowane dodatkowymi zajęciami, bo już wczesna edukacja ma nas przygotować na przyszły sukces – tylko nikt już nie jest w stanie powiedzieć, czym on tak naprawdę jest. Jeśli kiepsko zdamy egzamin centralny na poziomie podstawówki, matury, okaże się przecież, że będziemy rzutować porażkę na całe nasze przyszłe życie. Czy aby na pewno?

Sami zżeramy się ze stresu i co najgorsze – nie potrafimy odpuścić i odpocząć. A czemu tak jest? Bo jeśli siedzimy z nosem w telefonie, oglądamy serial na Netflixie lub spotykamy się ze znajomymi, to nasi rodzice uważają, że marnujemy czas. Tylko że nasi rodzice mieli więcej swobody w decydowaniu o tym, jak chcą odpocząć od obowiązków. Marcela wszystko to popiera badaniami naukowymi z różnych dekad.

Ogólna refleksja po lekturze jest słodko-gorzka. Cieszy fakt, że to, jak się czujemy jako całe pokolenie, nie jest oznaką słabości czy lenistwa. Dorastając w „kulturze zapierdolu” i parcia na sukces od najmłodszych lat, trudno zrelaksować się bez poczucia winy i straty czasu. Problem polega jednak na tym, że nikt nie da nam recepty na uwarunkowania społeczno-ekonomiczne i przed każdym z nas jeszcze długa droga zanim osiągniemy prawidłową równowagę – mentalną, emocjonalną i zdrowotną.


13:24:00

Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach

Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach

 Wychodzimy ze strefy komfortu. Znowu! Ale tym razem jest dobrze!

Tytuł: Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach
Tytuł oryginału: How High We Go in the Dark

Autor: Sequoia Nagamatsu
Tłumacz: Agnieszka Walulik

Rok: 2022/2024
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 978-83-08-08491-5

Opowieść zaczyna się w 2030 roku, czyli nie w aż tak odległej przyszłości. Syberia, grupa badaczy analizuje skutki topnienia wiecznej zmarzliny. Przy oszałamiającym tempie zmian klimatycznych muszą przygotować się na wszelkie nowe zagrożenia. Po odnalezieniu zwłok prehistorycznej dziewczynki są w stanie zidentyfikować pewne komórki, które budzą ich niepokój. 

Nie mijają lata, a świat opanowuje niebezpieczny wirus. Nie dość, że atakuje najmłodszych, to odpowiada za przedziwne mutacje komórek. Przeszczepy, eksperymentalne terapie, nic nie ratuje życia. Rzeczywistość, którą znamy ulega rozpadowi - kulturowo, gospodarczo, społecznie. 

 

I właśnie te zmiany pokazuje nam autor - z rozdziału na rozdział przeskakujemy kilka lat do przodu i poznajemy perspektywę nowych bohaterów. W jednym będzie to pracownik eutanazyjnego parku rozrywki, gdzie rodzice skracają męki swoich pociech. W innym naukowiec, próbujący wynaleźć napęd kosmiczny, który ułatwi podróże międzygalaktyczne. W jeszcze innym to nastolatek próbujący nawiązać jakąkolwiek bliską relację z kimś żywym lub patolog, która zakochała się w swoim umierającym pacjencie. 

Wszystkie rozdziały w jakimś stopniu do siebie nawiązują - mamy wzmiankę o jakiejś postaci, która prowadziła narrację trzydzieści stron wcześniej. To angażujący zabieg, ponieważ czytamy uważnie, szukamy tych relacji pomiędzy bohaterami. 

Ale nie miejmy złudzeń - postapokaliptyczna wizja świata po pandemii jest bardzo bliska naszym współczesnym przeżyciom. I chociaż nam udało pokonać się kryzys, autor pokazuje, jak może zmienić się nasz świat w obliczu podobnego zagrożenia - brak możliwości medycznych, rozwój usług pogrzebowych, coraz większa alienacja i odosobnienie jednostek, zalane półwyspy i ogromne połacie kontynentów. 

A to wszystko jednak napisane lekko, płynnie, niektóre rozdziały są wręcz oniryczne, inne uderzają w nas emocjonalnie. To naprawdę dobry debiut, nieprzekombinowany pod względem gatunku sci-fi, oszałamiający w swojej delikatności refleksji i wizji świata. 

 Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu. 


15:40:00

Kurwa, kurwa, kurwa

Kurwa, kurwa, kurwa

Kolejne biblioteczne wypożyczenie podpatrzone na Instagramie. Tu też mamy do czynienia z norweską literaturą (czytaliście moje oburzenie na noblistę w poprzedniej recenzji? - klik!), a wbrew tytułowi nie czuję gniewu, tylko zrozumienie. 

Tytuł: Kurwa, kurwa, kurwa
Tytuł oryginału: Faen, faen, faen

Autor: Linn Stromsborg
Tłumacz: Karolina Drozdowska

Rok: 2023
Wydawnictwo: ArtRage
ISBN: 978-84-67515-48-1

Britt właśnie nawrzeszczała na wszystkich - męża, córkę, wspólnych znajomych, z którymi spędzają wakacje w domku nad morzem. A później wyszła. 


Britt ma ponad 40 lat i nigdy nie była szczęśliwa. Chyba nie tak naprawdę. Mąż ciągle widzi na jej twarzy grymas złości, córka ciągle pogłębiającą się zmarszczkę zmartwienia na czole. A Britt po prostu chciałaby czasem odpocząć. 

Bo czemu on ciągle musi wychodzić gdzieś ze znajomymi i zapominać o niej? Czemu dziecko nie może się skupić i pamiętać o szaliku, gdy wychodzi z domu? Czemu własna mama ją zostawiła? Czemu nie umie poprosić o pomoc? I czemu, kurwa, to ona zawsze musi opróżniać zmywarkę?

To opowieść o kobiecie, która cierpiała w dzieciństwie, w młodości i w dorosły życiu. Nie umie sama poprosić o pomoc, nie umie wyregulować swoich emocji i chciałaby, żeby ktoś ją spytał, czy wszystko w porządku? I w sumie dlaczego jest wiecznie taka wściekła?

To świetnie przedstawiony obraz kobiety, która musi uporać się sama ze swoim gniewem, ze swoimi demonami, zanim poczuje ulgę. I choć każda z nas chciałaby tej pomocy z zewnątrz, to prawdziwa praca polega na odkryciu swojego własnego głosu i wsłuchanie się w to, co nam szepce od dawna - chcę się rozstać, chcę mieć balkon, chcę być spontaniczna, chcę mieć odwagę prosić o pomoc, zmienić pracę, odmówić, inaczej spędzić wakacje. 

Tytuł pochłoniecie w dwa dni, bo rozdziały są krótkie, rzeczowe, pełne emocji. Książka pewnie poruszy czułe punkty, wymusi chwilę zastanowienia nad własnym życiem, nad oczekiwaniami, którym muszą sprostać kobiety na całym świecie. Dlatego polecam, bo wiele z nas znajdzie w niej siebie.


Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger