Drodzy, "nadejszła wiekopomna chwila"! Przeczytałam książkę, która była moją zmorą w liceum, do której robiłam wcześniej 3 podejścia i która po 15 latach nadal mnie irytuje, jak na samym początku!
Tytuł: Lalka
Autor: Bolesław Prus
Rok: 1887–1889
format: audiobook
Tej książki nie trzeba nikomu przedstawiać, nie ma potrzeby streszczać fabuły, opisywać motywów literackich, rozkładać epoki na czynniki pierwsze. Nie ma też za bardzo czym się zachwycać.
Jednak jako licealistka, która sumiennie czytała każdą lekturę, przy tym przereklamowanym i irytującym gniocie się po prostu poddałam. Stwierdziłam, że zdam maturę z rozszerzonego polskiego bez czytania Lalki i postawiłam na swoim. Żyłam w swoim błogim postanowieniu przez półtorej dekady, aż dostałam od moich przyjaciółek plakat-zdrapkę z tytułami, które trzeba przeczytać przed śmiercią.
Moja literacka Nemezis wróciła do mnie nie ze względu na walory językowe czy arcyciekawą opowieść, ale dlatego, że moja dusza perfekcjonisty musi zdrapać wszystkie okienka na plakacie.
Aby ułatwić sobie życie sięgnęłam po audiobook i zamęczałam się przy sprzątaniu, haftowaniu lub w drodze do pracy. Książka ciągnęła się jak flaki z olejem, bo przecież powieść publikowana w odcinkach musi być za długa o jakieś 2 tomy, żeby pisarz miał stały dochód na chleb.
Przewracając oczami na postać pustej Izabeli, irytowałam się na Wokulskiego, który ze współczesnej perspektywy jest rozmemłanym stalkerem, który najpierw kobietę osacza jak zwierzynę, a potem się dziwi, że coś poszło nie tak. O samej Izabeli nawet nie zaczynajcie, bo wszyscy wiemy, jak ją interpretować.
Ku swojemu zdziwieniu za to przyznaję, że parskałam śmiechem, gdy pojawiały się opisy żartów studentów, ale jeśli którakolwiek postać obudziła we mnie ciepłe uczucia, to był to Rzecki - subiekt, który miał duszę romantyka, wiarę w najbliższych i wielkie serce, a który był samotny i tak cicho, cichutko nieszczęśliwy, że nawet sam nie szepnął na ten temat nawet słowa.
Więc tak, wściekam się, bo Wokulski mógł być lepszym przyjacielem, bardziej oddany człowiekowi, który w niego wierzył i wspierał. Ale to największy egoista tej książki, miotający się jak nastolatek walczący z hormonami ignorant, nie ceniący tego, co najcenniejsze. Nawet Tokarczuk przedstawiająca interpretację oniryczną (z przejściem od ułudy do świata ducha), podkreśla, że trep był oderwany od rzeczywistości i nic nie uratuje tych wszystkich Izabel Łęckich, które w sali od polskiego zachwycają się nad złożonością "przemiany wewnętrznej bohatera literackiego".
Zasłony były, ku*wa niebieskie, i tylko Rzeckiego będę szanować!
To jedna z moich ulubionych lektur w liceum.
OdpowiedzUsuńcieszę się, że ktoś wspomina ją jednak lepiej ode mnie :D
UsuńPodziwiam Cię, że przez to przebrnęłaś.. ja mało co pamiętam, a jako jedyna z klasy przeczytałam tę cegłę😅
OdpowiedzUsuńhaha, ja chyba też się teraz trochę za to podziwiam! :D
UsuńJa czytałam właśnie w szkole i od razu się zakochałam :)
OdpowiedzUsuńczyli to jest możliwe! Jestem pod wrażeniem! :D
UsuńJedna z lepszych lektur szkolnych :)
OdpowiedzUsuńNo, następna! :D
UsuńMoja ukochana książka ze szkoły, muszę do niej wrócić ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak ją odbierzesz po latach! ^_^
Usuń