To jest ta recenzja o książce, po której trzeba ochłonąć. Wprawdzie przyznaję się, że w kwietniu czytanie szło mi lepiej niż pisanie, ale po skończeniu Miedziaków po prostu nie dało się usiąść i napisać czegokolwiek. Za dużo emocji targa czytelnikiem, za dużo smutku i poczucia niesprawiedliwości.
Tytuł: Miedziaki
Tytuł oryginału: The Nickel Boys
Autor: Colson Whitehead
Tłumacz: Robert Sudół
Rok: 2019
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 978-83-8125-614-8
Jeśli zdajemy sobie sprawę w minimalnym stopniu jak tolerancyjna była Ameryka lat 60., to tym bardziej poruszająca będzie to dla nas opowieść. W południowych Stanach segregacja rasowa jest zjawiskiem tak normalnym, że można ją wpisać w krajobraz.
Głównym bohaterem książki jest Elwood — bystry i pracowity chłopiec, który ma szansę dostać się do lepszej szkoły. Marzy o zostaniu inżynierem, ogromną miłością i przywiązaniem darzy swoją babcię, nie miga się od sumiennej pracy. Jego kłopoty wynikają jednak z tego, że jest czarnoskóry i nadzwyczaj honorowy. A to nie jest korzystne połączenie w ówczesnej Ameryce.
Przez całkowity zbieg okoliczności trafia jednak do ośrodka wychowawczego. Przepadają jego szanse na dostanie się na uczelnię, na dorastanie we własnym domu. Przez chwilę nawet myśli, że nie ma co liczyć na świetlaną przyszłość.
Postanawia jednak się nie poddawać. Nie wypiera się poczucia moralności, stara się rozpracować system poprawczaka tak, aby jak najszybciej się z niego wydostać. Wszyscy mu mówią, że to naiwność, ale Elwood każde zwątpienie zwalcza, zainspirowany głośnymi wystąpieniami Martina Luthera Kinga.
Na początku Elwood nie zdaje sobie sprawy, w jak poważnych jest tarapatach. Szybko jednak okazuje się, że Miedziak nie jest zwykłym ośrodkiem wychowawczym. To istne piekło. Placówka, która ma krzewić prawidłowe postawy moralne okazuje się miejscem, w którym chłopcy są molestowani, katowani, wykorzystywani i pozbawiani wszelkich praw i godności. I żadne władze nic z tym nie zrobią. Bo nikt nie dba o czarnoskórych chłopców, którzy rzekomo są skazą na nieskazitelnym obliczu Amerykańskiego społeczeństwa. A że niektórzy z nich znikają bez wieści?
Książka zaskakuje swoją objętością — trafiałam na opowiadania dłuższe od tej pozycji. Jednak treść jest wspaniale skondensowana. Segregacja rasowa, niesprawiedliwość, uprzedzenia i system, który szczyci się skutecznością. Z każdej strony wyziera na nas obraz świata, o którym chcielibyśmy zapomnieć, a niesprawiedliwość i krzywda wychowanków Miedziaka rani nas podwójnie, ponieważ autor opiera się na historii prawdziwego zakładu wychowawczego.
Dozier School for Boys na Florydzie istniało naprawdę. Przez 111 lat placówka szczyciła się renomą wśród władz stanowych i nie tylko. Mimo dekad doniesień i protestów, dopiero w 2009 r. szkoła oficjalnie nie spełniła wszelkich wymagań i wszczęto dochodzenie. Ośrodek zamknięto dwa lata później.
Niewyjaśnione zaginięcia podopiecznych, ich wysoka śmiertelność i zaskakująca liczba nieoznakowanych grobów na tyłach placówki nie została jednak wyjaśniona. W 2012 r. władze lokalnego uniwersytetu i zespół antropologów sądowych wszczęli kolejne śledztwo. I liczba niezidentyfikowanych ciał rosła.
Whitehead wprowadza nas w świat okrucieństwa i pokazuje, że nie wszystkie nasze czyny spotykają zasłużone konsekwencje. System sądowy jest skorumpowany, a kolor skóry determinuje to, jak jesteś traktowany przez społeczeństwo.
Chłopcy z Miedziaka potrafią jednak się zaprzyjaźnić, odnaleźć szczątki radości w prostych rzeczach. Jedni wierzą w lepsze jutro. Inni dawno się poddali i nie mają zamiaru walczyć z systemem, który kaleczy ich od najmłodszych lat.
Język jest wyważony, przez co tragedie poruszają jeszcze dogłębniej. Chronologia przeplata lata 60. ze współczesnymi, pokazując co dzieje się z człowiekiem, który takiej traumy doświadczył. Elwood jest postacią, która jest waleczna w swojej naiwności i nieugięta w staraniach o lepsze jutro.
Jednak po przeczytaniu ostatnich stron, okazuje się, że zamykając książkę, wyrywacie sobie serce. Dawno nie czytałam tak poruszającej opowieści. Dawno nie cierpiałam tak bardzo z bohaterami. I dawno nie byłam tak zaskoczona kunsztem literackim.
Nic dziwnego, że za poprzednią książkę (Kolej podziemną) autor dostał między innymi Pulitzera. Nie zmienia to jednak faktu, że jednocześnie nienawidzę i uwielbiam go za emocje, które wplata w swoją twórczość. A u mnie lepszej rekomendacji nie ma.
Nie słyszałam o niej wcześniej, ale po twojej recenzji wiem, że muszę po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Oh, koniecznie! Polecam bardzo!
UsuńPo tak poruszającej i emocjonalnej recenzji, nie mogą przejść obok tej książki obojętnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊
Książka na pewno nie zawiedzie! Udanej lektury! ^_^
UsuńNie przeczytam. Nie chcę czuć takich emocji. Wierzę Ci, że książka jest rewelacyjnie napisana, mogłabym ją kupić i mieć na półce, ale nie wiem, czy kiedyś zechciałabym przeczytać. Za bardzo przeżywam takie tematy. Wiem, że to może brzmieć jak "nie pokazuj mi zdjęć z ferm i rzeźni, bo cierpię, kiedy na to patrzę, ale do samego rzeźnika pójdę chętnie". Szlag mnie trafia za każdym razem, kiedy oglądam "Missisipi w ogniu", a kiedy obejrzałam dokument na YT pt.: "Historia segregacji w amerykańskich szkołach", miałam przez cały czas ściśnięte gardło. Tak że nie czuję się na siłach przejść przez taką książkę.
OdpowiedzUsuńTo prawda, temat nie jest przyjemny i nawet nie podejrzewałabym Cię o ignorancję. Ja uważam tę książkę za świetny kawał literatury. Świadczy o tym nawet fakt, że dwa dni temu autor dostał (drugiego w swojej karierze) Pulitzera. Ale na niektóre emocje trzeba być gotowym. Czytanie takich pozycji na siłę nic nie da i doskonale to rozumiem ♥
Usuń