Na Instagramie pewnie zauważyliście, że przed tą książką przeczytałam jeszcze 2 inne, które czekają w moim czyśćcu recenzenckim na swoją kolej, ale ja dzisiaj muszę napisać o książce, którą skończyłam jako ostatnią. Samo czytanie szło mi opornie, zajęło to w sumie kilka miesięcy, były ku temu różne powody. Ale zacznijmy od początku!
Tytuł: Harda
Autor: Elżbieta Cherezińska
Rok: 2016
Wydawnictwo: Zysk
ISBN: 978-83-7785-959-9
Książkę dostałam z polecenia rodzinnego, widziałam mnóstwo pozytywnych recenzji, zachwyty uzasadnione mniej lub bardziej.
Nasza główna bohaterka — Świętosława — jest córką Mieszka I. Cofamy się zatem do bardzo odległych czasów, w których kobiety (nawet te należące do rodów królewskich) były historycznie pomijane. Dochodziło do tak skrajnych przypadków, że matki rodów, siostry, małżonki i córki można było w kronikach i drzewach genealogicznych zlokalizować jedynie po wzmiankach. A wzmianki te nie zawsze zawierały imię opisywanej kobiety.
Cherezińska składa tą powieścią zatem hołd wszystkim zapomnianym i przemilczanym księżniczkom, księżnym i królowym, o których historia milczy, a które przecież żyły, kochały, śmiały się, rodziły potomstwo i umierały.
Naszą Świętosławę poznajemy w wieku wczesnodziecięcym, kiedy to przygląda się, jak jej brat Bolesław dostaje we władanie pierwszą drużynę, jak ojciec Mieszko oddaje się nowej wierze i pozbywa się kapłanów starych bogów, a także gdy bierze sobie kolejną żonę po śmierci jej matki.
Dziewczyna jest harda (jak tytuł wskazuje) i na tyle krnąbrna, że to przezwisko towarzyszyć jej będzie przez długie lata życia. To osóbka z charakterem, która nie daje sobą pomiatać, poznaje miłość i uczy się, czym jest władza.
Towarzyszymy jej przez lata, gdy najpierw zostaje królową Szwecji, później Danii. Jednak tytuły często musi okupić osobistym cierpieniem, gdyż doskonale rozumie, że serce królowej należy do jej narodu.
To opowieść o kobiecie zdającej sobie sprawę, czego potrzeba, aby utrzymać się na tronie, jak grać w bardzo niebezpieczną polityczną grę i jak ukrywać swoje prawdziwe myśli i uczucia przed całym światem.
Dużym plusem tej powieści jest to, że poszczególne rozdziały pisane są z różnej perspektywy, a bohaterów Cherezińska nam nie szczędzi. Mamy zatem młodych wikingów — pretendentów do tronów Norwegii i Danii, Mieszka, Bolesława, samą Hardą i jej siostry. I jest to zabieg bardzo zręczny, ponieważ dowiadujemy się więcej, obserwujemy opowieść z różnych perspektyw.
Kolejnym plusem jest to, że znaczna część książki nie opowiada o Piastach i zdobywaniu przez nich ziem, a bardziej skupia się na krajach skandynawskich i odkrywa, ile tak naprawdę mamy wspólnej historii! Wbrew temu, o czym uczymy się w szkołach, nasze państwo nie żyło tylko układami z Cesarstwem Rzymskim! Prowadziliśmy szeroko zakrojone działania polityczne również z północą!
Ale mam po lekturze tak niesamowicie mieszane uczucia! Przy wszystkich pozytywach, które przed chwilą wymieniłam, okazuje się, że książka ma równie dużo minusów.
Ponieważ wielkie książki zawsze mnie onieśmielały, podchodziłam do lektury jak do jeża. I skończyło się na tym, że przez kilkadziesiąt pierwszych stron zmagałam się jak z najgorszą lekturą szkolną. Niby wątki były ciekawe, ale coś w stylu pisania autorki bardzo mnie odrzucało.
Postacie, chociaż ważne, są niesamowicie płaskie. Oznacza to, że autorka dla każdej z nich wybrała dwie dominujące cechy charakteru i wokół nich stworzyła całą postać. Świętosława jest zatem harda, ale pojętna, Mieszko jest mądry i dąży do władzy, Bolesław zapalczywy, ale sprawiedliwy, Dusza wierna i spokojna itd. W naszych bohaterach nie zachodzą żadne radykalne zmiany. Mimo zawirowań losu i upływu lat ich osobowości nie zmieniają się ani trochę.
Kolejnym minusem jest język, którym autorka opisuje sceny miłosne. W połowie książki pomyślałam, że jeśli jeszcze raz przeczytam nad wyraz wysublimowaną i elokwentną metaforę "wsuwania miecza do pochwy", to zacznę rzucać książką o ścianę.
Opis powtórzył się jeszcze kilka razy, ale książka była pożyczona, więc z szacunku po prostu odkładałam ją na półkę i przestawałam czytać na kolejne kilka tygodni. Kobiety wzdychające jak w kioskowej literaturze, cierpiące za dobro ojczyzny, ale jednak czerpiące przyjemność z doznań, brzmią bardzo tandetnie w książce, która napisana została z rozmachem.
I jeszcze o tym rozmachu słów parę. Autorka mówi, że zrobiła doskonały research jeśli chodzi o Świętosławę, nie wątpię, że musiała swoje badania przeprowadzić poza granicami kraju, sięgnąć do wielu pozycji historycznych, być może nawet do obcojęzycznych manuskryptów. Jednak, co wielu recenzentom umknęło, musicie pamiętać, że tworzy ona fikcję literacką! Opartą na faktach, ale cały czas fikcję!
Do pierwszego zgrzytu doszło, gdy analizowałam drzewa genealogiczne Piastów i Cherezińska dość swobodnie zmienia daty narodzin i śmierci pewnych książąt. Że dopowiada historie kobiet, to jestem w stanie zrozumieć — nie mamy o nich prawie żadnych informacji, może sobie pofolgować. Ale zmienianie faktów historycznych już trochę zaburza kompas moralny. Przynajmniej mój.
I teraz uwaga! Pewnie się zdziwicie, ale... i tak będę chciała przeczytać kolejny tom! Pomimo nie zawsze doszlifowanego i elokwentnego języka, szachrajstw historiograficznych i szablonowych postaci, będę chciała przeczytać ciąg dalszy!
To książka o bardziej skandynawskim niż polskim klimacie, to opowieść o zapomnianych księżniczkach, którym też głos się należy i autorka (siłą rzeczy) zaczyna zahaczać swoją opowieścią o Wyspy Brytyjskie (tak, córka Mieszka I była matką Knuta Wielkiego), wiec jak mogłabym odpuścić?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz