Żulczyka czytałam pierwszy i ostatni raz w liceum - koleżanka pożyczyła mi Zrób mi jakąś krzywdę i chyba po raz pierwszy sięgnęłam po literaturę z polskiego podwórka, która mnie zaszokowała. Owszem, sprawiła jakąś przyjemność, ale była tak alternatywna, że trochę nie wiedziałam, co z sobą zrobić po lekturze. Później Żulczyk zasłynął ze swoich komentarzy społeczno-politycznych, bardziej popularnych tytułów i scenariuszy, ale i tak nie sięgnęłam po żadną książkę (chociaż widziałam Ślepnąc od świateł!). Zatem przyszła pora...
Tytuł: Kandydat
Autor: Jakub Żulczyk
Rok: 2025
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 978-83-68350-62-3
Powieść reklamowana jako polityczny thriller, ale z pewnym dystansem, nawet do autobiograficznych wątków. Druga tura wyborów prezydenckich, jedna doba, dwie perspektywy: obecnego prezydenta, który walczy o drugą kadencję i reportera, który ma do opublikowania bombę, która może zmienić przebieg głosowania. Pal sześć cisza wyborcza!
Od wczesnych godzin porannych, naprzemiennie obserwujemy co się dzieje ze wspomnianymi mężczyznami, jakie towarzyszą im emocje, jakie działania podejmują. To opisy wartkie, dynamiczne, tempo wręcz gna i rzeczywiście byłby z tego dobry film sensacyjny, ale nie do końca thriller, bo aż tak nie mrozi krwi w żyłach.
Prezydent, chociaż doskonale wiemy, o kogo chodzi i z jakim memowym wizerunkiem go kojarzymy, przedstawiony jest jako osoba bardzo świadoma swoich błazeństw, ale jednocześnie odrobinę skretyniała (ze swoim kultem Lecha) i skrzywiona (wręcz ohydna) w ludzki, ale nie polityczny sposób.
Reporter, chociaż na początku wydaje nam się, że ma misję społeczną i walczy o oczyszczenie swojego imienia w środowisku, im dalej w las też okazuje się postacią o wątpliwej moralności, a w zasadzie pewnym zbydlęceniu.
Nie ma co owijać w bawełnę, bo w sumie z żadną z postaci nie da się sympatyzować, nawet jeśli przez chwilę dostrzegamy w nich jakieś zachowania lub cechy, które zmieniają nasz pogląd. Duży plus za stworzenie takich wielowymiarowych postaci!
Ale przez całą lekturę nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to taki twór typu fanfiction o wyborach, które nadal na świeżo mamy w pamięci. Opisy świata politycznego (mimo różnych pseudonimów) nie pozostawiają wątpliwości, że mówimy o dwóch takich, co ukradli księżyc, o Dudusiu, Morawieckim czy Terleckim. Postacie ze świata mediów trochę trudniej było mi rozpoznać, ale też nie mam złudzeń, że zostały oparte na prawdziwych osobach.
Cały skandal, który ma zostać opublikowany - oczywiście wyssany z palca - jest świetnie osadzony, pasuje nam do charakteru osób, które widzimy co wieczór w wiadomościach, mamy zwroty akcji, fabuła naprawdę gna i okręca nas trzy razy, zanim się zorientujemy, w którą stronę iść. Więc jest dobrze, to przyzwoita książka, ale nie wiem czemu, końcówka trochę mnie zmęczyła. Może przez to tempo, może przez obrót spraw, może przez to że nie da się z nikim utożsamić i sympatyzować i kończymy na obserwowaniu oślizgłych postaci, którym po prostu dobrze nie życzymy.
Na pewno jestem zadowolona z lektury i w sumie ją polecam, ale zabrakło mi tego czegoś, jakiejś iskry, czy refleksji, która sprawiłaby, że miałabym większą satysfakcję.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz