Zawsze mam problem z debiutami. Z jednej strony oczekujemy od autora, że z przytupem podbije świat literacki, z drugiej powinniśmy łaskawszym okiem patrzeć na pewne niedociągnięcia, które pewnie z czasem zostaną wygładzone przez ulepszany warsztat.
Wiecie, że poezji czytam dużo, głównie irlandzkiej, z polską (zwłaszcza współczesną) dopiero się zaprzyjaźniam. Jednak niezależnie od języka, w którym czytam, zawsze szukam w wierszach 'tego czegoś' — magicznego składnika, który podbije moje serce niezależnie od formy czy środków literackich.
Tytuł: Łokieć jelenia
Autor: Żaneta Gorzka
Rok: 2020
Wydawnictwo: Autorskie
ISBN: 978-83-938647-1-3
Zaczęło się od dość psychodelicznej okładki, eksperymentów z czcionką i podziękowań, które są zarówno wstępem do wierszy, jak i streszczeniem motywów, które się w nich pojawią.
Forma liryczno eksperymentalna przypomina luźne myśli, nad którymi długo pracowano, żeby na spontaniczne wyglądały. Język bezpardonowy, ale zbyt wulgarny. Ale nie przeszkadza mi, że to kobieta bluźni i używa ostrych zwrotów. Przeszkadza mi mnogość wulgaryzmów i ich nieadekwatność względem tematyki wiersza.
A sam charakter tomu jest jak najbardziej kobiecy, cielesny, to perspektywa matki, kochanki, kobiety współczesnej, obserwującej codzienność, ale i popadającej w dziwny trans, przywołujący na myśl upojenie młodzieży lat 70.
Jedni powiedzą, że to zabawa formą i językiem, feministyczny bunt przeciwko uprzedmiotowieniu i 'udomowieniu' kobiety, bezkompromisowy debiut i świetne poczucie humoru. A mnie te wiersze po prostu zmęczyły, bo może gdzieś za dużo tego wszystkiego, za mało subtelnie, zbyt drapieżnie, nie w moim klimacie i tak trochę na siłę.
Raczej nie planuję sięgać po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńDo niczego nie zmuszam ;)
UsuńPoezja na pewno ma swoich zwolenników, chociaż ta współczesna do mnie nie przemawia :)
OdpowiedzUsuńTak, z tą współczesną trzeba się na pewno zaprzyjaźnić. Ale u mnie to często trudna relacja :D
UsuńJeden z moich wykładowców zwykł mawiać, że przeklinanie jest dla ludzi, ale przeklinać też trzeba umieć. Sama czasem klnę jak szewc, ale staram się nad tym panować, bo z dużo przekleństw też mnie razi. Myślę, że publikacja, o której wspominasz w notce też by mnie zmęczyła.
OdpowiedzUsuńOtóż to! Bardzo dobrze powiedziane! Może właśnie nie chodzi o to, żeby rzucić mięsem, ale wiedzieć kiedy i dlaczego. ;)
UsuńDo czytania poezji wracam powoli... bardzo powoli...
OdpowiedzUsuńWarto sięgnąć po coś, co Cię nie zniechęci w takim przypadku
UsuńLubię poezję, a ta okładka przyciąga wzrok. ;)
OdpowiedzUsuńMoże w takim razie treść też przypadnie Ci do gustu
UsuńZ poezją u mnie jak z muzyką - nowej właściwie nie czytam (nie żeby mi się nie podobała, po prostu nie sięgam i nie znam), za to starą uwielbiam :) Wulgaryzmów się nie boję ani ich nie unikam, co więcej, pracując domu, klnę o wiele więcej niż za czasów pracy w kurierowni ;) Wyłapałam słowo "feminizm" i zastrzygłam uszami, ale chyba nie sięgnę po tomik, o ile sam nie trafi w moje ręce.
OdpowiedzUsuńHa! Lubię takie strzyżenie uszami! Ale tutaj przyznaję, że przyda się siła interpretacji, żeby dostrzec zarys takich zagadnień. Jak tomik wpadnie w ręce, przeczytaj z ciekawości. Jeśli nie, świat nie spłonie ;)
UsuńKiedyś zaczytywałam się maniakalnie w poezji. Potem mi przeszło.. chętnie ponownie do niej wrócę. Może zacznę od tego tomiku? :)
OdpowiedzUsuńTakie powroty są zawsze świetne! Ale lepiej zacząć od czegoś, co już znasz i lubisz ;)
UsuńRacja, okładka jest dość nietypowa, ale ma coś w sobie ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno przyciąga wzrok!
Usuń