14:20:00

Błękitny zamek

Przeczytałam w wakacje Anne z Zielonych Szczytów, czyli nowe tłumaczenie ukochanej Ani z Zielonego Wzgórza (tutaj recenzja - klik!). Mniejsze udomowienie i oddanie oryginałowi nie zmieniły mojej miłości do rudowłosej marzycielki! Zatem co mogło pójść nie tak przy współczesnym przekładzie innej uwielbianej przeze mnie książki? Oj, dużo!

Tytuł: Błękitny zamek
Tytuł oryginału: The Blue Castle

Autor: Lucy Maud Montgomery
Tłumacz: Kaja Makowska

Rok: 1926 / 2025
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN: 978-83-68367-79-9

O tym, jak ważna była postać Joanny (teraz Valancy) może świadczyć fakt, że umieściłam jej przygody w poście sprzed 10 lat, gdzie wymieniałam "10 książek, które odmieniły moje życie" (klik!). Tytuł ten zresztą też czytałam po raz ostatni 10 lat temu (znalazłam starą recenzję tutaj!) i recenzja nadal dobrze oddaje moje uwielbienie. 


 

Valancy ma 29 lat i bezlitośnie wytyka się jej staropanieństwo. Matka i ciotka tłamszą ją i ganią za najdrobniejsze przewinienia. Jedyne ukojenie od szarej rzeczywistości i docinek rodziny Valancy znajduje w książkach przyrodniczych i swojej wyobraźni. Jednak emocjonalne nieszczęścia to nic w porównaniu z chorobą serca, która coraz bardziej jej dokucza. 

W wielkiej tajemnicy udaje się do lekarza i otrzymuje druzgocącą diagnozę. I nie dość, że nigdy nie żyła tak naprawdę, to teraz zostało jej zaledwie kilka miesięcy tej udręki. Ponieważ Valancy ma w gruncie rzeczy wesołą naturę i bystry umysł, postanawia nie tylko zrobić w końcu coś dla siebie, ale także coś dobrego dla innych. 

Po przekomicznej awanturze rodzinnej główna bohaterka wyprowadza się z domu, żeby zajmować się chorą przyjaciółką z dzieciństwa. Uczy się żyć pełną piersią, robić to, na co ma ochotę, a nawet kochać bezgranicznie człowieka, na którym całe miasteczko wiesza psy. 

Na Instagramie pewnie widzieliście moje święte oburzenie tym, że pojawiły się pewne akapity, które zaczęły przedstawiać fabułę w innym, bardziej rozbudowanym kontekście i że niektóre cechy osobowości głównej bohaterki dużo wyraziściej wychodzą na światło dzienne. Już na tym etapie czułam złość do tłumacza wersji, którą wszyscy do tej pory czytali, bo jak to tak sobie wyrzucać żarty czy opisy, które poddajemy własnej cenzurze?

Ale moi kochani, jak doszłam do rozdziału, którego W OGÓLE NIE BYŁO w poprzedniej wersji, to myślałam, że się wścieknę! Klauzula sumienia? Cenzura? Własna wizja artystyczna? Co to do cholery ma być? Poprzedni tłumacz po prostu stwierdził, że nie pasuje mu cały rozdział do jego wizji fabuły? To niech napisze własną książkę, a nie wycina ogromne fragmenty tekstu z oryginału, który ma PRZETŁUMACZYĆ! 

Cały czas szaleje mi ciśnienie... Jeśli kochacie Błękitny zamek, koniecznie przeczytajcie nowe tłumaczenie, bo okaże się że dostaniecie opowieść mniej infantylną niż do tej pory. Jeśli natomiast pierwszy raz słyszycie o Valancy, to polecam z całego serca! Od razu skoczy Wam poziom romantyzmu we krwi i osłodzicie sobie zimowy wieczór!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger