11:57:00

Miasteczko Rotherweird

Miało być lekko. Sięgnęłam więc po fantastykę, która zapowiadała się naprawdę świetnie. Szesnastowieczna Anglia i dwanaścioro dzieci o niezwykłych intelektach. Współczesne miasteczko spowite tajemnicą i zakazami. Zakaz badania przeszłości, neurotyczny nauczyciel, który do tego miasteczka przybywa i miliarder, który ma co do mieszkańców i ich sekretów swoje własne plany. 

Tytuł: Miasteczko Rotherweird
Tytuł oryginału: Rotherweird

Autor: Andrew Caldecott
Tłumacz: Katarzyna Krawczyk

Rok: 2017/2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-8116-872-4

Miasteczko Rotherweird nie istniałoby, gdyby nie spisek przeciwko królowej, która chciała wspomniane wcześniej dzieci skrócić o głowę. Zbyt duża inteligencja i zmysły poznawcze od zawsze bowiem wzbudzają lęk, zwłaszcza, gdy chodzi o władzę.

Dzieci jednak zostają wywiezione przez człowieka o dobrym sercu. Wraz z grupą wtajemniczonych ludzi tworzy on dla nich bezpieczną przestrzeń, w której będą mogły rozwijać swoje talenty. Wysyła je jednak do miejsca, które jest bardziej niebezpieczne niż dwór zaborczej królowej. 

Okazuje się bowiem, że mała osada Rotherweird jest czymś więcej niż intelektualną oazą i znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wykorzystać zdolności dzieci, a także tajemniczą krainę, która kryje się tuż pod powierzchnią. 

I to jest w zasadzie najciekawsza część tej książki, rozsiana w rozdziałach poświęconych dawnej historii. Bo to, co się dzieje współcześnie w ogóle się nie trzyma. 


Neurotyczny nauczyciel, który ma problem ze znalezieniem pracy, chwyta się ostatniej deski ratunku i poszukuje zatrudnienia w tajemniczym miasteczku, które co do zasady nie przyjmuje obcych i nie pozwala badać swojej historii. Ku jego zdziwieniu (i wierzcie mi, czytelnik też jest zaskoczony) ta oferma dostaje pracę i niby jest to zabieg popychający historię do przodu. Dzięki nauczycielowi historii przedostajemy się za mury Rotherweird. 

Ale szybko okazuje się, że nauczyciel nie jest głównym bohaterem. Co gorsza, postaci jest tyle, że przez połowę książki nie sposób się połapać, kto jest kim. Wydarzenia są chaotyczne, nijak ze sobą powiązane i tak opisane, że co chwila zastanawiamy się, co się w zasadzie w danym akapicie wydarzyło. 

Dawno nie czytałam książki z tak nieprzemyślaną fabułą, do której autor chciał wrzucić wszystko, a tak naprawdę nie zdołał niczym zainteresować. To, co ma być apokaliptyczne w ogóle nie wzbudza grozy, to, co ma być śmieszne jest żenujące, a to, co jest naprawdę intrygujące, nie jest przez autora rozwinięte. 

Niby byłaby to dobra historia o etyce, moralności, może o magii, z nawiązaniem do historii Anglii, ale to wszystko jeden wielki bełkot rozciągnięty na ponad 600 stron. W podziękowaniach autor wspomina, że książka była wielokrotnie odrzucana przez wydawców i szczerze? Szkoda, że nie została odrzucona jeszcze jeden raz.

14 komentarzy:

  1. Po twojej recenzji wątpię, ze po nią sięgnę. Już wcześniej mnie do niej nie ciągnęło.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę miałam w planach, ale skoro w większości fabuła nie trzyma się kupy i jest nieprzemyślana, to ja spasuje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli znajdziesz ją w bibliotece, to jeszcze pół biedy, bo możesz ją sobie spokojnie przekartkować i wtedy zdecydować, czy czytasz dalej. Ja z nią utknęłam na urlopie, a niestety (dla siebie) nie umiem porzucać książek w pół lektury :D

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Przyjmuję to jako komplement :D A Ty tę książkę czytałaś?

      Usuń
    2. Nie. Być może kiedyś widziałam tę okładkę, ale od pewnego czasu mam przeładowaną pamięć. Wiem naprawdę mnóstwo rzeczy, tylko kiedy trzeba, nie umiem ich wygrzebać z odpowiedniej szufladki ;)

      Usuń
    3. To schowaj w odpowiedniej szufladce informację, żeby nie czytać tej książki :D

      Usuń
  4. A ja mam zupełnie inne odczucia - bardzo spodobał mi się pomysł na świat obok. Poza tym ta książka nie jest pisana na serio, nie warto więc czytać jej na poważnie, bo wtedy rzeczywiście nie ma sensu. To taka zabawa konwencjami i żonglowanie motywami, ale fakt, że ta intencja autora mogłaby być łatwiej dostrzegalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim odczuciu autor wybrał sobie za dużo motywów do żonglowania i wszystkie z hukiem porozsypywały się dookoła. Cieszę się jednak, że w Twoim przypadku książka spełniła swoje zadanie i zapewniła dobrą rozrywkę ;)

      Usuń
  5. No teraz to sama nie wiem co robić, czytać czy nie :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger