Pozostajemy w klimacie powieści obyczajowych. Na ten tytuł skusiłam się pozytywnymi recenzjami i faktem, że jest dostępny w pakiecie Empiku. Nie zastanawiałam się długo, wybrałam audiobook i ... zaczęło się!
Tytuł: Wielka samotność
Tytuł oryginału: The Great Alone
Autor: Kristin Hannah
Tłumacz: Anna Zielińska
Rok: 2017/2018
Wydawnictwo: Świat Książki
Format: audiobook
Książka zaczyna się bardzo ciekawie, ponieważ świat widzimy oczami trzynastoletniej Leni, dziewczynki bystrej, pracowitej i grzecznej. Od pierwszych rozdziałów zdajemy sobie sprawę, że jej rodzice to jednak zupełnie inna bajka. Mamy lata 70. Mama Leni — Cora — jest hipiską, trochę błękitnym ptakiem, szuka wszędzie inspiracji do rozwiązywania swoich problemów. Wbrew pozorom jest jednak kobietą zaradną, radzącą sobie po odejściu z domu rodzinnego, gdzie nie akceptowano jej związku z tatą Leni.
Ojciec — Ernt — to postać doświadczona przez życie. To były jeniec wojenny z Wietnamu. Nienawidzi rządu, ale kocha swoją rodzinę. Trauma jednak odcisnęła na nim swoje piętno i w normalnym, spokojnym świecie nie potrafi już się odnaleźć. Nie potrafi utrzymać pracy, doświadcza częstych napadów gniewu i paranoi.
Gdy jeden z żołnierzy zapisuje mu w spadku swój dom na Alasce, Ernt podchodzi do tego daru z niewiarygodnym entuzjazmem. Widzi w tym szansę na lepsze jutro, na odzyskanie spokoju z dala od medialnego i kapitalistycznego zgiełku ówczesnych Stanów Zjednoczonych.
I spontanicznie, ot tak, wyruszają całą rodziną na Alaskę. Cora ma swoje wątpliwości, jednak nie porzuci Ernta. I jedynie Leni widzi w tym przedsięwzięciu luki, które mogą okazać się katastrofalne w skutkach.
Po dotarciu na miejsce okazuje się, że są oni jednak absolutnie i wręcz absurdalnie nieprzygotowani do tamtejszych warunków życia. Zaskakuje ich zarówno liczba niebezpieczeństw czyhających na ludzi w takiej dziczy, ale także solidarność i otwartość zamieszkującej tam społeczności.
Pierwsze miesiące spędzone w takich warunkach okazują się zatem szkołą przetrwania. Cora i Leni szybko aklimatyzują się, uczą się podstawowych zasad przetrwania, ale także nawiązują nowe znajomości. Ernt natomiast zaprzyjaźnia się w zasadzie nie z tymi osobami, co trzeba.
Zarówno trudne warunki, klimat, jak i paranoiczne towarzystwo, tylko potęgują u Ernta napięcie i niepokój, które przecież miały zniknąć w nowym środowisku. Mężczyzna coraz częściej ma ataki gniewu, które przeradzają się w agresję skierowaną przeciwko żonie. Syndrom stresu pourazowego wcale nie znika i w tak strasznych okolicznościach okazuje się, że matka z córką muszą walczyć o zupełnie inny rodzaj przetrwania.
Książka ma niesamowity potencjał, ponieważ prezentuje całkiem dobry profil psychologiczny Ernta, jej budowa też jest ciekawa — autorka pozwala sobie na skoki fabuły o kilka lat do przodu, dzięki czemu widzimy jak nasze postacie się rozwijały (lub nie). Po niektórych (szkoda, że tak nielicznych) komentarzach można było co nieco wywnioskować o dość tragicznej sytuacji kobiet w latach 70., o niepokojach targających Ameryką po wojnie w Wietnamie i o pięknie dzikiej Alaski, która długo broniła się przed światem zewnętrznym. To naprawdę dobry opis warunków, które swoją surowością zmuszają do pokory.
Wydawało mi się także, że będzie to ciekawa opowieść o przetrwaniu, odporności, nawet miłości. Ale w pewnym momencie (tak w połowie książki) mam wrażenie, że autorka najadła się szaleju. Chciałabym powiedzieć, że zabrakło jej pomysłów, na dokończenie książki, ale tych miała akurat aż za dużo.
Cora zaślepiona jest toksyczną miłością męża, zachowuje się irracjonalnie nawet jak na kobietę maltretowaną. Każda kolejna uległość sprawia, że łapiemy się ze zgrozą za głowę. Leni dorasta i choć miała potencjał świetnej głównej bohaterki, to okazuje się, że autorka tworzy dla niej jakąś kiepską wersję romansu niczym z Romea i Julii. Choć na początku wydaje nam się to całkiem uzasadnionym motywem, po kilku rozdziałach zaczynamy przewracać oczami, bo zdajemy sobie sprawę, że Hannah całkowicie pozbawiła dziewczynę osobowości.
Nic nas jednak nie jest w stanie przygotować na absurdalny ciąg wydarzeń, które następują. Nie będę Wam zdradzać dalej fabuły, ale nieszczęście goni nieszczęście, a Cora i Leni podejmują coraz mniej racjonalne działania. Ich fart polega na tym, że prawie wszystkie problemy jednak rozwiązują się same lub przez inne osoby. Wszyscy sobie wszystko wybaczają, jak już kochają to na zawsze i w ogóle
jakoś tak sielsko-anielsko się robi mimo lawiny nieszczęść.
Ostatecznie dochodzimy do wniosku, że cały potencjał książki szlag trafił, postacie są nadużywanymi zbiorami stereotypów i zastanawiacie się tylko, skąd się biorą te nieprzespane noce i morza wylanych łez u innych recenzentów.
Do tej pory czytałam same pochlebne opinie o tej książce, więc będę musiała przeczytać sama, aby wyrobić sobie własne zdanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊
Oh, to koniecznie czytaj i daj znać, co o niej myślisz! To jest rzeczywiście taka pozycja, gdzie samemu trzeba sobie wyrobić opinię! ^_^
UsuńNa początku tez łapałam się za głowę i uważałam, że zwłaszcza Cora zachowuje się jak stuprocentowa wariatka. A potem pomyślałam, że ona właśnie jest - i ma być - wariatką. Jest osobą, której Ernt tak namieszał w głowie, że nie jest w stanie wyrwać się spod jego "uroku". Tak właśnie postępują ofiary przemocy, coś w ich psychice nie pozwala im odejść. I za takie ukazanie Cory bardzo autorkę szanuję. Bo fajnie się siedzi na kanapie z kochającym mężczyzną u boku i krytykuje, że "ja to bym już dawno spakowała walizki". Nie, dopóki się nie znajdę w takiej sytuacji nie będę miała pojęcia co bym zrobiła. Tym bardziej na odciętym od świata zadupiu bez grosza przy duszy. Ale szanuję Twoją opinię i wielką przyjemnością przeczytałam recenzję. Jak zawsze z resztą :)
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie! I tutaj niestety przyznam, że wiem jak zachowują się kobiety w tak toksycznym związku, niestety aż za dobrze wiem, że odejście od partnera, który rani i się wyżywa nie jest łatwe. Po prostu uznałam, że nie chcę o tym pisać w tekście głównym recenzji. Jednak nawet w takich przypadkach są granice i pojawia się szacunek do samej siebie. U Cory po prostu pojawiło się to tak późno i tak nagle, że nie wyglądało naturalnie. Pamiętam, że pisałaś o tej książce, że szarpie nerwy. Przez pierwszą połowę rzeczywiście tak było. Gdzieś mi się to jednak rozmyło im dalej czytałam. Ale to jest właśnie piękne, że umiemy o naszych poglądach dyskutować, mimo że mamy różne opinie o książkach! ♥
UsuńNie znam jeszcze twórczości tej autorki, ale do tej pory czytałam raczej pochlebne opinie. Po tą książkę pewnie nie sięgnę, ale mam "Słowika" tej autorki, z którym mam zamiar się zapoznać.
OdpowiedzUsuńTo jak już jakaś jej książka czeka na półce, to koniecznie trzeba się za nią zabrać! O "Słowiku" w sumie też czytałam bardzo dużo pochlebnych opinii!
UsuńTo tak jak ja. I sama jestem ciekawa czy ta książka mi się spodoba czy nie.
UsuńBędę czekać na Twoją recenzję w takim razie! Udanej lektury :)
UsuńDo tej pory wszyscy ją wychwalali, ale myślę, że miałabym podobno odczucia co Ty. Po prostu nienawidzę, kiedy bohaterów zalewa lawina nieszczęść, a następnie wszystkie problemy magicznie się rozwiązują. To jest takie nierealne... Zazwyczaj mam też ochotę zamordować bohaterów zachowujących się irracjonalnie, także... Zdecydowanie książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Biblioteka Feniksa
Tak, jeśli ogarnia Cię żądza mordu podczas lektury, to zdecydowanie nie będzie to Twoja ulubiona książka :D hahaha! Jak chce poczytać książkę, która będzie mało realistyczna, to wybieram fantastykę, a nie obyczajówkę! Widzę, że się doskonale rozumiemy! ^_^
UsuńSzkoda, że to jednak zmarnowany potencjał, bo chciałam poznać tę książkę. Czytałam kiedyś "Słowika" tej autorki i byłam bardzo zadowolona, stąd "Wielka samotność" pojawiła się w moich planach czytelniczych. A teraz to nie wiem, bo nie lubię się irytować w czasie lektury, z drugiej jednak strony mam chęć wyrobić sobie własne zdanie. No cóż, jeszcze się zastanowię ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj! Może tylko mnie ten styl tak drażnił. Liczba pozytywnych recenzji tej książki była naprawdę ogromna, więc może i Tobie się ten tekst spodoba!
UsuńA ja jednak jestem z tych, którzy Wielką Samotność uważają za literackie objawienie ;) Rozumiem Twoje argumenty, ale pozostają wierna swoim i jednak dalej będę zachwycać się prozą Hannah :)
OdpowiedzUsuńI ja to szanuję ^_^ każdy w książkach odnajduje coś swojego. Jeśli lektura sprawiła Ci przyjemność, to znaczy, że ta pozycja spełniła swoją rolę :)
UsuńWiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale bardzo przyciąga uwagę. Nie znam jej, ale na podstawie Twojej recenzji mogę stwierdzić, że na pewno chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTak? A co najbardziej Cię zainteresowało w książce?
Usuńuuuu aż szkoda, że tak słabo...
OdpowiedzUsuńNo nie wypadło to najlepiej :D
UsuńCzyli jednak nie warto po nią sięgać. Ja ogólnie nie mogę się przekonać do audiobooków.
OdpowiedzUsuńSamo nagranie akurat było jednym z najlepszych, jakie miałam okazje słuchać, ale treści książki już tak nie mogę opisać ;)
UsuńKurczę, jaka klimatyczna okładka!
OdpowiedzUsuńI opis fabuły wydaje się fascynujący, dawno nie czytałam czegoś takiego. Jestem bardzo ciekawa zarówno ojca, jak i matki dziewczynki, już nie mówiąc o niej samej. I kurczę, dochodząc do końca Twojej recenzji aż pluję w bok, a miało być tak pięknie… Dam jej szansę jeżeli wpadnie mi w ręce, a tak? Nie pobiegnę po nią do sklepu, niestety.
W tej książce na pierwszy rzut oka wszystko robi dobre wrażenie. Ale nie zniechęcaj się! Może rzeczywiście bym w nią nie inwestowała, ale jak będziesz miała możliwość, to przeczytaj i daj znać, jakie wrażenia! Może tylko ja jestem taka wybredna ;)
Usuń