Jesień za oknem robi się coraz bardziej paskudna, moje ukochane kolorowe liście masowo lecą z drzew i zamiast ciepłych podmuchów wiatru mamy deszczowe zawieruchy. Ale może właśnie dzięki takiej aurze sięgniecie po książkę, którą można określić jako idealną wakacyjną lekturę. Właśnie tak, z przekorą!
Tytuł: Jenny Sparrow Knows the Future
Autor: Melissa Pimentel
Wydawnictwo: Penguin Books
Rok: 2017
ISBN: 978-0-718-18644-9
Książka nie jest dostępna w polskim przekładzie, ale znacie już inną książkę tej samej autorki — sama recenzowałam dla Was tytuł Nie mój jedyny, który był świetnym retellingiem Perswazji Jane Austen (KLIK! — tutaj recenzja).
Będąc na wakacjach i szperając w cudownie międzynarodowej bibliotece hotelowej, natknęłam się na znane mi już nazwisko i podarowałam książce nowe życie (tak, właśnie tak ładnie o sobie myślę).
Tytułowa Jenny jest osobą sympatyczną, miłą, troszkę przeciętną, ale być może właśnie te cechy sprawiają, że można bardzo szybko zacząć się z nią utożsamiać.
Ma ona skończone trzydzieści lat, dla swojego perfekcyjnego chłopaka przeprowadziła się na drugą stronę Atlantyku i jej życie jest idealne. Jest o tym święcie przekonana, ponieważ w wieku trzynastu lat stworzyła z najlepszą przyjaciółką listę rzeczy, które ma zrobić lub osiągnąć w odpowiednim momencie swojego życia. I bardzo ściśle się tej listy trzyma!
Od najprostszych zadań takich jak pozbycie się aparatu dentystycznego, pojechanie na festiwal muzyczny czy zamieszkanie za granicą, na jej liście znajdują się też bardziej ambitne i szalone cele, jak np. romans z nauczycielem lub ślub... w trzydziestym roku życia.
Świat Jenny zaczyna się jednak chwiać u podstaw, gdy jej chłopak nie spieszy się do ślubu, co gorsza, wpada on na genialny pomysł zrobienia sobie przerwy od siebie.
Zdruzgotana Jenny zgadza się na propozycję swojej przyjaciółki i jedzie na weekend do Vegas. Mają szaleć, ale jest to raczej pasmo niepowodzeń. Dopiero ostatniej nocy Jenny rozluźnia się i idzie w tango. Do tego stopnia, że urywa jej się film.
W myśl zasady, że co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas, Jenny wraca do swojego chłopaka do Londynu i wydaje się, że rzeczy zaczynają się powoli układać. Aż pewnego dnia do jej pracy przychodzi pewien arogancki typek, którego pamięta z kasyna. Z certyfikatem małżeństwa.
I tutaj zaczynają się prawdziwe schody, z rozwodem, ślubem, spontanicznością i życiem pełnią życia. Jeśli widzieliście film Oświadczyny po irlandzku (który Wam z całego serca polecam), to zauważycie ogromne (kolosalne wręcz) podobieństwa w fabule! Może nie otarło się tutaj o plagiat, ale znając obie historie, szybko połączycie wątki.
Jednak mimo to, jest to lekka, łatwa i przyjemna opowieść o tym, że miłość nie jest czymś, co możemy sobie zaplanować, że w życiu musimy czasem postawić na spontaniczność, a niespodzianki mogą być tym, co urozmaici nasze życie.
Nie ma nic złego w posiadaniu planu. Ale warto pamiętać, żeby czasem skręcić w boczną uliczkę, bo może ona też zaprowadzi nas do celu!
Nie oglądałam filmu ani nie czytałam tej powieści, ale może kiedyś zmienię ten stan rzeczy. U mnie jesień do tej pory była piękna i słoneczna, ale już słyszałam o nadchodzących ulewach.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
To chociaż film warto obejrzeć, jak najdzie ochota na jakąś komedię romantyczną. ^_^ A jesień oby jak najdłużej była słoneczna!
UsuńMnie też ostatnio do lekkich lektur ciągnie :). Ten wątek ze ślubem w Vegas to jakiś mega popularny jest, z tego, co kojarzę :D. Ciekawe, ilu parom się to naprawdę w Stanach zdarzyło.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że są tysiące takich par! Nie ma się więc co dziwić, że i w książkach i w filmach jest to tak popularny motyw! Ale trzeba przyznać, że nawet, gdy kręci się głową, widząc go po raz setny, nadal potrafi bawić :D
Usuń