Autorki nie znałam do tej pory zbyt dobrze. Cudzoziemki nie omawialiśmy w liceum. Jedyne, co z nią kojarzę to dom w Kazimierzu Dolnym i kilka tablic informacyjnych. Nic dziwnego, że rzuciłam się na powieść, ale… powieść rzuciła się też na mnie.
Tytuł: Tristan 1946
Autor: Maria Kuncewiczowa
Rok: 1967 / 2024
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN: 978-83-68226-59-1
Tytuł można określić jako retelling klasycznej opowieści, która czerpała z kultury celtyckiej i romansu francuskiego. Wanda uciekła przed wojną do Kornwalii. Jest zaskoczona, gdy w ’46 dostaje list od syna, który szuka u niej schronienia, a który nigdy nie darzył jej cieplejszym uczuciem. Michał przeżył partyzantkę i obóz, jest skryty, arogancki, to chodzący obraz traumy wojennej.
Nie jest on jednak skupiony na odbudowaniu relacji z matką, ponieważ szybko poznaje młodą Irlandkę – Kathleen. Oczarowany jej osobowością, postanawia zrobić wszystko, żeby uratować ją przed domem rodzinnym, niechcianą pracą, a nawet samą sobą. Nie spodziewa się jednak, że dziewczyna bardzo szybko wyjdzie za mąż za wybitnego profesora, któremu miała pomagać w pisaniu prac naukowych.
Opowieść o Tristanie i Izoldzie chyba wszyscy znamy lepiej lub gorzej, więc doskonale przewidujemy rozwój fabuły. Płomienny romans, próby ognia, wygnanie, przebaczenie, nuda, aż w końcu wygaśnięcie płomiennej miłości, która bardziej bohaterów skrzywdziła, niż przyniosła im prawdziwego szczęścia. Wyrozumiałość dyktowana uwielbieniem młodości, zachłanność kierowana głodem uczucia i zrozumienia, a na końcu gorycz rozstania.
Kuncewiczowa nie ukrywa, że powiela archetyp celtyckich kochanków. Więcej, to postacie drugoplanowe tak długo snują podobieństwa i domysły, że Michał i Kathleen sami zaczynają wierzyć w mistycyzm swojego uczucia. Autorka przerzuca narrację między bohaterami, wzbogaca odbiór, gdy świat przedstawiony poznajemy z różnych perspektyw. Postacie są bardzo dobrze zbudowane, miotają się w swoich uczuciach, są rozdarci, naiwni, cierpliwi, aroganccy, zagubieni, histeryczni, samolubni.
Dostajemy głęboką powieść psychologiczną, która pisana jest w przystępny sposób, ale która przytłacza treścią. Nigdy nie lubiłam oryginalnych Tristana i Izoldy. Michała i Kathleen również nie sposób polubić, a wiadomo, jak ciężko czyta się książkę, gdy z nikim nie możemy się utożsamić. Atmosfera jest duszna, ciężka, czujemy pod skórą ciężar fabuły oraz niesmak i rozgoryczenie, gdy dobijamy do jej końca.
Niewątpliwie jest to powieść warta uwagi, świetnie napisana, ale musicie być przygotowani na jej klimat, napięcie i pokłosie.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
Kiedy będę miała ochotę na lekturę w podobnym klimacie, na pewno sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuńDaj znać, co wywoła taki nastrój!
UsuńNa razie nie mam jej w planach.
OdpowiedzUsuńJasna sprawa ;) a inne książki autorki znasz?
Usuń