Książka na szybko złapana w bibliotece, bo okładka zapowiadała przyjemną i lekką lekturę. Wszystko się sprawdziło, chociaż będzie małe ‘ale’. Zatem do dzieła!
Tytuł: Morderstwo w księgarni
Tytuł oryginału: The Bookshop Murder
Autor: Merryn Allingham
Tłumacz: Ewa Ratajczyk
Rok: 2021 / 2023
Wydawnictwo: Mando
ISBN: 978-83-277-3173-9
Flora Steel ma 25 lat i samotnie prowadzi odziedziczoną po ciotce księgarnię. Pewnego ranka, gdy idzie szukać książek zamówionych dla stałego klienta, natrafia na zwłoki nieznajomego mężczyzny. Wygląda to na włamanie i atak serca, ale człowiek wydaje się za młody, żeby tak po prostu przekręcił się na zawał. Flora, choć naturalnie wytrącona z równowagi, nie traci werwy – sprawa wydaje jej się podejrzana, zwłaszcza, że szybko dowiaduje się, że włamywacz był spokrewniony z właścicielem Klasztoru – zabytkowego budynku, który został właśnie przerobiony na luksusowy hotel.
Przez plotki i złowieszcze legendy coraz mniej osób zagląda do księgarni, a biznes podupada. Flora chce zatem rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci, żeby nie musieć zamykać księgarni, którą jej ciotka tak bardzo kochała. A że wspomniany wcześniej stały klient jest autorem poczytnych kryminałów? Przecież co dwie głowy, to nie jedna, zatem tylko trzeba go namówić na współpracę!
Przyznaję, że książkę czyta się cudownie lekko – fabuła gna, nie ma tu zbędnego dywagowania – jest pomysł, jest realizacja. Małomiasteczkowe dochodzenie z wielką fortuną i podejrzaną legendą w tle to w sumie przepis idealny na lekki kryminał. Jest sporo zwrotów akcji, pojawia się jeden lub dwa trupy więcej, bohaterowie wpadają w tarapaty. No jest dobrze!
Ale to raczej lekka lektura na leżak, więc nie nastawiajcie się na grozę i łamigłówki detektywistyczne. Plusem jest to, że fabuła nie jest jakoś specjalnie przewidywalna. Ale dzieje się tak, bo pomysły autorki są czasem tak absurdalne, że zwykła dedukcja i tak by nas zawiodła. Choć jedna z postaci wytyka Florze, że jej pomysły są absurdalne, to jednak okazuje się, że jakiś ważny szczegół zostaje przez nich zapomniany na dobre pół książki. To sprawia wrażenie odrobinę niedopracowanej opowieści. Ale mimo tego, książkę czyta się nieźle!
Jeszcze jeden mankament – nie czujemy w ogóle klimatu małej angielskiej miejscowości z 1950 roku. Owszem, jest kilka odniesień do czasu wojny, wywożenia dzieci z bombardowanych miast i reglamentowanej żywności, ale to nadal nie to. Tak jak czasem określam aktorki w filmach kostiumowych – wygląda, jakby wiedziała, czym jest iPhone i dlatego mi do roli nie pasuje – tak tutaj mam wrażenie, że język autorki jest tak współcześnie prosty i pozbawiony wszelkich konwenansów, że czytamy to bardziej jako współczesną opowiastkę niż kryminał osadzony we wspomnianych ramach czasowych. Trochę szkoda, ale książka ubawiła, więc spełniła swoją rolę 😊
Takie lekkie kryminały bez dusznego mroku też lubię poczytać.
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu sięgam po takie książki, więc ten tytuł, jak najbardziej mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuń