17:12:00

Alicja w Krainie Czarów

Gnam w tym roku z listą tytułów BBC (klik!), ale niestety nie każda pozycja trafia w mój gust. Dzisiaj zatem nie będzie o fabule, ale o ciekawostkach, aby książka zyskała zarówno w moich oczach, jak i w Waszych! ;)

Tytuł: Alicja w Krainie Czarów
Autor: Lewis Carroll
Rok: 1865
format: audiobook 

Opowieść o Alicji, która podąża za białym królikiem, miota się między zmianą rozmiarów, wędruje po wyśnionej krainie i jest tak nieprzyzwoicie tępa, że obraża wszystko co tylko napotyka na swojej drodze, jest znana pewnie każdemu dziecku i każdemu dorosłemu. 

W dzieciństwie rzadko oglądałam tę bajkę, mimo że miałam ją na własnej kasecie VHS i nigdy nie potrafiłam ani utożsamiać się z główną bohaterką, ani sympatyzować z pozostałymi postaciami. Dosłownie można powiedzieć, że to nie moja bajka. Nie bawiły mnie te żarty, nie wciągał ten rodzaj fantazji, ale skoro już zaczęłam słuchać audiobooka, to nie wypadało mi przerwać w połowie. 

Jednak w tym miejscu należy się również sprostowanie dotyczące nazwy bloga! Zbieżność wydaje się jednoznaczna, jednak moja Kraina Czarów nie ma nic wspólnego z opisywaną tutaj książką. Mój "Wonderland", to każda kraina, do której przenoszę się dzięki lekturze, mój własny "Błękitny zamek" jak kto woli i mam nadzieję, że Wy również macie taką swoją własną wyśnioną krainę dziwów, do której uciekacie przed rzeczywistością właśnie dzięki książkom! ^_^
Wersja, na którą trafiłam była tłumaczona przez Roberta Stillera. Dlaczego o tym wspominam? Bo Alicja... doczekała się aż 11 różnych przekładów na język polski. Nie jest to chyba jednak wynik rekordowy, bo na język niemiecki tłumaczono ją aż 35 razy. Za każdym razem spierano się o fantazyjność i lekkość tekstu, a ostatnimi czasy zaczęto go "spłaszczać", aby był dostosowany do języka współczesnych odbiorców, co według mnie jest okropnym bezczeszczeniem tekstu i nie zdziwię się, jeśli idąc tym tropem za 30 lat będziemy sprowadzać klasykę do formy powieści graficznej, mówiąc ładnie, a komiksu, mówiąc otwarcie, tylko dlatego, że kolejne pokolenia nie będą umiały się skupić na blokach tekstu dłuższych niż 2 zdania. 

Ale tłumaczenie Stillera (z 1986r.) na pewno musiało lepiej brzmieć w formie pisemnej, ponieważ zirytowany poprzednimi tłumaczeniami, po wielu latach upraszania się o poprawki, sam zabrał się za przekład i opatrzył go dodatkowo przypisami, które 
wyjaśniały niuanse umykające [czytelnikom] bez dokładnego poznania epoki wiktoriańskiej i genezy książki.
źródło: Wikipedia

I tutaj aż żałuję, że to wszystko w audiobooku zniknęło, chociaż samo słuchowisko było przyjemnym zabiegiem, opatrzonym dodatkowymi efektami dźwiękowymi i muzyką!

Jednak wracając do samej książki, postacie, które w niej występują są inspirowane znajomymi z otoczenia autora i ta ciekawostka sprawia, że wszelkie cechy osobowości zaczynają w końcu być zabawne, biorąc po uwagę, że prawdziwi ludzie tak się zachowywali. 

Absurdalna narracja snu staje się zatem przykrywką, satyrą obśmiewającą niektóre wady otoczenia. Tak więc Alicja wzorowana jest na Alice Pleasance Liddell, dziewczynce, która była również fotomodelką autora, Mysz, która panicznie boi się kotów była prawdopodobnie odzwierciedleniem postaci guwernantki z domu Liddellów, a Dodo jest karykaturą samego autora.

Znając trochę lepiej rys historyczny epoki i język angielski, jesteśmy w stanie też dojść do tego, skąd się wzięły inne postacie. Szalony Kapelusznik powstał z idiomu "mad as a hatter", czyli dosłownie "szalony jak kapelusznik".
Kapelusznicy podobno naprawdę miewali stany psychotyczne i tzw. „drgawki kapelusznicze” ze względu na opary rtęci, którą się posługiwali przy wyrobie filcu.
źródło: przypis z książki tłumaczenia Stillera

Zając Marcowy również był inspirowany idiomem. "Mad as a March hare" to nic innego jak "szalony jak marcowy zając", a imię Fałszywego Żółwia 
pochodzi od "mock turtle soup" (pol. "fałszywa zupa żółwiowa"), przyrządzanej z głowy cielęcia, przypominającą zupę żółwiową.
źródło: tamże
Stąd rysunki tej postaci z cielęcą głową, ogonem i nogami! 

Znając takie ciekawostki, dostrzegamy w książce nowe znaczenia, lektura staje się rozszyfrowywaniem zagadek kulturowych i językowych, a sama irracjonalna fabuła i płytkość głównej bohaterki przestają drażnić. Bądź co bądź, Carroll był wykładowcą matematyki, więc możemy zrozumieć jego zamiłowanie do zagadek. Stąd też pomysł na pracę pod innym nazwiskiem. Lewis Carroll tak naprawdę nazywał się Charles Lutwidge Dodgson. Pseudonimu artystycznego używał, aby oddzielić

matematyczne dzieła naukowe i popularnonaukowe prace o matematyce i grach logicznych (które sygnował prawdziwym nazwiskiem) od literatury pięknej, wydawanej pod pseudonimem.
źródło: Wikipedia
Wiedząc to wszystko, ja jestem w stanie inaczej spojrzeć na książkę, którą rzeczywiście coraz trudniej nazwać tylko i wyłącznie lekturą dla dzieci. A Wy? Czytaliście Alicję...? A może macie własną ulubioną ekranizację?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger