Ostatnio natknęłam się na stronę Czytam w wannie i od razu pomyślałam o tej książce. Kupiłam ją mieszkając w Północnej Irlandii i wielokrotnie zastanawiałam się czy poprzedni właściciel zaserwował książce prysznic, czy na przykład podczas czytania zastał go deszcz, o który na wyspach nietrudno, bo kartki wyginają się na przeróżne strony.
Tytuł: Beautiful Creatures (English)
Autor: Kami Garcia, Margaret Stohl
Rok: 2009
Gdy utopiona książka już trafiła w moje ręce, uprzyjemniała mi podróże pociągiem do Belfastu lub dotrzymywała towarzystwa, gdy za oknem szalała wichura. Pochłonęła mnie całkowicie i pamiętam, że trzy lata temu zajęło mi dosłownie kilka dni, żeby ją przeczytać. Sięgnęłam po nią przede wszystkim dlatego, że widziałam już film na jej podstawie. Film z gwiazdorską obsadą, który jednak nie sprzedał się tak dobrze jak producenci sobie tego życzyli i nie doczekał się już kontynuacji.
Teraz wróciłam do książki i ze zdziwieniem stwierdziłam, że pamiętałam tylko zakończenie filmowe, które bardzo różni się od zakończenia, które napisały autorki książki. Czułam się tak, jakbym zupełnie pominęła ostatnie 150 stron! Co było przyjemnym zaskoczeniem, bo czułam, że odkrywam książkę na nowo.
Ale o czym jest sama książka? To fantastyka dla młodych dorosłych. Głownym bohaterem jest Ethan Wate, który śni o pewnej dziewczynie od dłuższego czasu. Z początkiem nowego roku szkolnego okazuje się, że dziewczyna ta pojawia się nagle w jego szkole i jest siostrzenicą tajemniczego wyrzutka, którego cała lokalna społeczność nie widziała od dekad. Małe miasteczko na południu źle przyjmuje nowości i rewelacje i sprawy zaczynają się komplikować. Zarówno dla Leny, jak i dla Ethana.
Jednak, nie chodzi tu tylko o to jak mała mieścina ogarnięta obsesją na punkcie Wojny secesyjnej reaguje na Lenę. Dziewczyna dźwiga na swoich barkach o wiele więcej niż ksenofobię zaściankowych dewot. Odlicza nerwowo dni do swoich szesnastych urodzin, ponieważ wtedy całe jej życie się odmieni. Lena pochodzi bowiem z rodziny, która ma pewne moce, o których żaden z jej członków nie może decydować. Co gorsza, jej rodzaj nie może wstępować w związki ze zwykłymi śmiertelnikami.
Fabuła nie wydaje się przerysowanym romansidłem z bandą licealistów w tle i szpanowaniem mocami magicznymi o północy. Wprawdzie rodzice głównych bohaterów są zepchnięci na dalszy plan, ale nad młodymi autorytet sprawują inne postacie - Amma, która swoimi czarami voodoo i rygorem trzyma w ryzach Ethana oraz Macon Ravenwood, wyrzutek, który zrobi wszystko, aby chronić Lenę nawet przed samą sobą.
Narratorem jest Ethan, co jest bardzo ciekawym zabiegiem w książce pisanej przez dwie kobiety. Miła odmiana i według mnie bardzo udana. Ponadto chłopak zaczytuje się klasyką amerykańskiej literatury, więc prezentuje wyższy poziom niż sztampowy osiłek z drużyny koszykówki. Miasteczko, w którym rozgrywa się akcja, to serce południa, zatem mamy bagna, posiadłości widywane w Przeminęło z wiatrem lub True Blood (co kto woli :D ) i zachowana jest nawet maniera i akcent południowców na tyle, na ile jest to możliwe w tekście pisanym. Osobiście stawiam za to dużego plusa, mimo że tekst stylizowany momentami na staroangielski brzmi paskudnie.
Przez ciekawość przeczytałam parę opinii o książce na kilku portalach i zadziwiają mnie aż tak negatywne recenzje. Nie wiem jak wygląda polskie tłumaczenie, nie wiem też dlaczego panie po czterdziestce narzekają na książkę, skoro są świadome, że to nie one są docelowym odbiorcą. Mnie zarówno film, jak i książka podobają się bardzo, dlatego w wakacje możecie spodziewać się recenzji drugiego tomu. :)
Ponieważ zaczynam zaprzyjaźniać się z innymi blogerami, recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam fantastykę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz