Przyznaję się od razu – skusiła mnie okładka. Nie miałam wcześniej styczności z twórczością autorki, więc nie miałam uprzedzeń, ale też nie byłam nastawiona na arcydzieło. Okazało się za to, że od tej dość krótkiej książki nie można się oderwać!
Tytuł: Ogród nad brzegiem morza
Tytuł oryginału: Jardí vora el mar
Autor: Mercè Rodoreda
Tłumacz: Anna Sawicka, Magdalena Pabisiak
Rok: 1966 / 2025
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN:978-83-66500-61-7
Stary ogrodnik wspomina czasy, gdy doglądał ogrodu w pięknej willi nad brzegiem morza. Z relacji wynika, że posiadłość nie jest bardzo oddalona od Barcelony, a właściciele przyjeżdżają w połowie czerwca i zostają aż do jesieni. Nasz bezimienny narrator streszcza sześć lat swojej pracy, chociaż z samym domem, a raczej z ogrodem, związany jest od wczesnej młodości.
Młode małżeństwo, przyjaciele, spontaniczni goście i bajecznie bogaty sąsiad, który tuż obok buduje willę dla swojej córki i zięcia. A do tego służba, trener koni, właściciel lokalnego zajazdu, a nawet instruktor nart wodnych. Całe to kolorowe towarzystwo zaskakuje i bawi, okazuje się próżne, skrzywdzone, naiwne i po prostu nieszczęśliwe. Od malowania na tarasie, po pływanie w morzu, a nawet poprzez tresowanie małpki, bohaterowie oddają się zwykłym wakacyjnym czynnościom, ale obserwator, choć nie chcę się angażować w plotki, dostrzega niedoskonałości i dramaty, sam od czasu do czasu zdradzając historie ze swojej przeszłości.
Choć z opisu i fabuły wynika, że przeszłość rzeczywiście dosięga właścicieli willi w najmniej spodziewany sposób, ton książki jest spokojny, opanowany, właśnie taki, jakiego byśmy się spodziewali po sędziwym mężczyźnie, który tylko przyglądał się wydarzeniom z boku. Nawet największa tragedia, czy zwrot akcji są opisane krótko i rzeczowo i to od czytelnika zależy, jak bardzo zaangażuje się w wydarzenia. Mnie taki dystans odpowiadał, choć przyznam, że może chciałoby się pochylić nad emocjami trochę bardziej.
Książka, chociaż napisana w 1959 i wydana w 1960 ma klimat Wielkiego Gatsby’ego – wille, oszałamiające przyjęcia, bogactwo, które odbiera rozum, miłość, po którą wracamy po latach. Ale być może właśnie ze względu na wybór narratora, nie dostaniecie cekinami po oczach, nie ogłuszy Was ryk samochodów, blichtru i lat 20. Ale z drugiej strony, może właśnie ta stonowana opowieść staje się przez to bardziej ludzka. Oceńcie sami!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
Skutecznie kusisz. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńHa! Cieszę się ogromnie! :D
UsuńPrześliczna okładka, klimat fabuły i recenzja są zachęcające i mnie przekonują.
OdpowiedzUsuńRewelacja! Mam nadzieję, że to będzie przyjemna lektura! :)
UsuńMnie też ta okładka bardzo kusi, a z tego, co czytam o tej książce, wnętrze jest warte tego, by ulec pokusie! :)
OdpowiedzUsuńI będzie to bardzo przyjemna pokusa! Udanej lektury ;)
UsuńOkładka przecudna, przyłączam się do zachwytów. Co do samej książki, z jednej strony chciałabym przeczytać, z drugiej mam na regale parę tego rodzaju książek (tak mi się wydaje, że tego rodzaju) i... czekają. Pozostaje zapamiętać tytuł i liczyć, że kiedyś nabiorę ochoty - tak samo jak na te czekające. Kilka lat.
OdpowiedzUsuńNawet nie zaczynaj tematu książek, które zalegają na regałach :D ja nie wiem, jak to jest, że wpadam do biblioteki i rzucam się na tytułu, a to, co kurzy się w domu nadal no.. kurzy się!
Usuń