Odkryciem miesiąca jest wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Jak się można domyśleć, skutkuje to gigantycznym stosem książek, które zamówiłam w rewelacyjnych, przedświatecznych promocjach.
Na pierwszy ogień poszła krótka broszurka, która objętością i tematyką skusiła mnie szczególnie.
Tytuł: Tatuaż przestępcy
Autor: Cesare Lombroso
Rok: 1876/2014
Książka jest w zasadzie pierwszym rozdziałem dzieła Człowiek zbrodniarz w stosunku do antropologii, jurysprudencji i dyscypliny więziennej, wydanego w 1876 r.. Jest to ciekawe studium oparte na dokładnych badaniach i proponujące fascynujące spostrzeżenia dotyczące ludzi wytatuowanych.
Pod koniec XIX w. we Włoszech (i w wielu innych krajach) tatuaż był symbolem, który od razu zdradzał przynależność społeczną. W większości mieli je więźniowie, marynarze, czasem górnicy i żołnierze. Autor, który jest psychiatrą, antropologiem i kryminologiem z niekrytym niesmakiem opisuje tatuaże, które widział on lub jego pomocnicy i wyciąga przezabawne (z dzisiejszej perspektywy) wnioski.
Otóż w książce dominuje podział na ludzi normalnych i wytatuowanych, autor dzieli przyczyny oszpecenia się na religię, nudę/bezczynność, zemstę, wyznanie miłosne, próżność, naśladownictwo, przynależność (np. do kamorry) lub mnemotechnikę! To ostatnie postrzega jako niezwykle pomocną w sądownictwie formę dokumentacji na własnym ciele występków, których oskarżony się dopuścił.
Jednak książka to nie tylko zbiór wniosków, ale przede wszystkim opis przypadków. I muszę przyznać, że niektóre dziewiętnastowieczne tatuaże rozbawiły mnie niezmiernie.
Na lewej ręce znajdował się pies, który sodomizował żandarma, co znowu miało oznaczać: "Un chien qui emmanche un gendarme" (Pies zasadzający żandarmowi) - dwuznacznik wyrażający pogardę względem policji.
Nie wiem na ile jest to dwuznaczne określenie, jednak oznacza ono, że polscy dresiarze, że swoim jakże oryginalnym "chwdp" (często pisanym z błędem) nagrody za inwencję by nie dostali.
Według Lombroso pederaści na przykład mają swoje własne symbole, jak ręce splecione w uścisku lub lubieżne/dowcipne symbole wytatuowane na pośladkach. O dziwo, u prostytutek tatuaże nie są popularne, chyba, że są to
podkropnice (uprawiające miłość lesbijską) [które] miały wytatuowane między pępkiem i łonem inicjały wspólniczek.
Książka, która momentami dzięki swoim absurdom bardzo bawi, przedstawia światopogląd, który był popularny w ówczesnym społeczeństwie. (Niektóre uprzedzenia i zwyczaje niestety znajdują odzwierciedlenie również współcześnie). Wprawdzie autor podaje kultury i plemiona, wśród których tatuaże są oznaką dojrzałości społecznej lub świadectwem zaszczytnych osiągnięć, ale wrzuca to do jednego worka z atawizmem, brutalnością i dzikością niecywilizowanych społeczności. Jak na dzieło naukowe jest ono przesycone subiektywnymi, często złośliwymi komentarzami zniesmaczonego kryminologa, który uważa, że przestępcę da się rozpoznać gołym okiem.
Ostatnią ciekawostką jest to, że książka powstała w ramach warsztatów edytorskich na Uniwersytecie Gdańskim. Kto wie, czy mielibyśmy do niej tak powszechny dostęp, gdyby nie studenci filologii!
Lektura prowokuje do refleksji jak bardzo zmieniają się zwyczaje i ich odbiór społeczny przez wieki. A ciekawe, w która grupę wpisuję się ze swoim nowym prezencikiem? Wybieram tatuaż jako określenie dojrzałości i osiągnięć życiowych :P Fajna recenzja.
OdpowiedzUsuńTak jest! Tatuaże mogą służyć jako realizacja pewnych celów. Nie trzeba od razu potępiać ;)
Usuń