22:03:00

Beowulf

Stało się! Pierwsza książka w tym roku przeczytana! I to jaka! Prezent od mojego Wikinga:

Tytuł: Beowulf. Przekład i komentarz
Autor: J. R. R. Tolkien, pod redakcją Christophera Tolkiena
Rok: 2015

Już w święta się za nią zabrałam, nie ma co czekać z taką lekturą. Jako studentka filologii angielskiej przecież nie mogłam pozwolić Beowulfowi kurzyć się na półce, mimo że widmo sesji już nade mną wisiało. Ale dzięki pierwszym stronom przeniosłam się na pierwszy rok studiów, do tych wykładów i zajęć, z których nikt nic nie rozumiał, a staroangielski brzmiał tak obco, że zwątpiliśmy czy wiemy cokolwiek o języku, z którym większość wiązała swoją przyszłość. 
Ale Tolkien w sposób prosty i jasny wyjaśnia czytelnikowi wszystkie zawiłości zarówno językowe, jak i kulturowe. Zdajemy sobie również sprawę jak płynnie posługiwał się staroangielskim, gdy kwestionuje użycie poszczególnych słów, przypisując błędy skrybie, znajdując podobnie brzmiące słowa, które lepiej pasują do kontekstu opowieści lub do opisywanych zwyczajów oraz gdy dostrzega późniejsze poprawki w tekście, które dla wielu znawców pozostały niezauważone! Profesor stał się znawcą i ekspertem do tego stopnia, że sam tworzył swojego rodzaju wariacje na temat legendarnego bohatera, a są nimi choćby zamieszczone z przekładem opowiadanie Sellic Spell oraz dwa poematy, które śpiewał swojemu synowi!

Wprawdzie sam Tolkien był nie do końca usatysfakcjonowany swoim przekładem Beowulfa na język bardziej przystępny współczesnym czytelnikom, to mimo wszystko trudno nie docenić kunsztu i wiedzy która wyłania się z każdej poszczególnej kartki. 
Osobiście zafascynowana jestem tym, że cały Beowulf jest w tym wydaniu zarówno po angielsku jak i po polsku, chociaż pewnie dlatego tak długo zajęło mi przeczytanie tej książki, bo śledziłam obie wersje jednocześnie. Czyli skakałam od tekstu anglojęzycznego, do polskiego, a stamtąd jeszcze do komentarzy. Ale warto. Komentarze bowiem z jednej strony wyjaśniają czytelnikom głębię poematu, ale również pokazują warsztat tłumacza. Istotne również jest to, że w przekładzie Tolkien świadomie zmienł poemat na prozę. 

Z komentarzy jednak dowiadujemy się tak wielu ciekawych i fascynujących rzeczy, że nie sposób się oderwać od książki. Tolkien wyjaśnia nam zawiłości polityczne, których nie wyłapalibyśmy sami z tekstu, udowadnia, że w poemacie istnieje dwóch Beowulfów, a także pokazuje jak istotną rolę zaczyna w czasach autora oryginału odgrywać chrześcijaństwo. Poznajemy dawno zapomniane zwyczaje i style literackie. Dowiadujemy się (lub przypominamy sobie :D) czym jest aliteracja, kenning albo kim był Cædmon. Wyłapujemy z tekstu również bardziej oczywiste rzeczy - mianowicie wszelkie inspiracje, które pomogły Tolkienowi w pisaniu Hobbita i Władcy pierścieni!
Oprócz oczywistego nawiązania do smoka, moim ulubionym podobieństwem będzie postać Grímy - Żmijowego języka. Zły doradca, mąciwoda i według mnie jedna z ciekawszych drugoplanowych postaci we Władcy... zrodziła się w umyśle Tolkiena właśnie dzięki Beowulfowi

"Gríma" to była maska albo osłona (częściowo) zakrywająca twarz. (...) Tego, że hełmy miały albo mogły mieć groźną lub straszną formę, że mogły być zaprojektowane (tak jak bardziej prymitywne malowanie twarzy) do odstraszania napastników (i w ten sposób działać jako ochrona przed śmiercią), dowodzi częste użycie wyrazu "gríma" na określenie złego ducha lub przerażającej zjawy. 

Jeśli dodamy do tego postać Unfertha - złego doradcy, który podjudza ludzi przeciwko Beowulfowi, który przybywa z pomocą - otrzymamy postać, która tak dobrze jest nam znana z dworu króla Theodena! 
Nie byłabym również sobą, gdybym nie wynotowała ciekawszych fragmentów dotyczących Parek, tkania ludzkiego losu, nici życia oraz wiedźm, ale post się wydłuża w zatrważającym tempie :)

Nie pozostaje mi nic innego jak stwierdzić, że rozpoczęłam rok wspaniałą książką i gorąco polecam ją wszystkim miłośnikom Tolkiena. Przyznaję jednak, że lektura jest wymagająca, ale na pewno warta każdej spędzonej nad nią godziny!

2 komentarze:

  1. Obiecałam sobie w tym roku ambitnie podejść do "Silmarilliona", ale napisałaś tak ciekawie o "Beowulfie"... Mam nadzieję, że bez przygotowania filofogicznego też można przebrnąć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można, można! Wystarczy odrobina pasji do języków w ogóle i sympatia do Tolkiena :)

      Usuń

Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger