Dzisiaj nie będzie o książkach przeczytanych dla przyjemności. Dzisiaj o książkach narzuconych przez realia zawodowe.
Można by się zastanowić, czy praca tłumacza naprawdę wymaga przeczytania
książek teoretycznych? Czy studia same w sobie przygotowują nas do
zawodu? Czy po przeczytaniu tej książki będę wiedziała jak przetłumaczyć
a vista mandat karny? Otóż odpowiedź zawsze brzmi: nie. Wielu tłumaczy
nie zastanawia się, co by powiedział Eugene Nida albo Roman Jakobson, gdy tłumaczy umowę najmu. A na studiach nikt nas nie nauczy praktyki. Nawet na
wykładzie dotyczącym przekładu usłyszałam ostatnio, że studia
przygotowują nas do tematu czysto akademicko. Czytaj: warsztat tłumacza,
czyli jak ten zawód naprawdę powinno się wykonywać, jak pracować na
CATach, jak zawierać umowę z klientem lub choćby nawet to, jak edytować
tekst, jest na uniwersytecie tematem tabu. Swoją drogą dowiadując się
tego na piątym roku można się zadławić pianą, która toczy nam się z
pyska. Bo jakiekolwiek podstawy praktyczne byłyby mile widziane. Owszem, teorie znać trzeba. Historia i podwaliny zawodu zawsze w cenie. Ale bez wiedzy praktycznej to na nic...
Tytuł: Translation (English)
Autor: Juliane House
Rok: 2009
Książka jest bardzo przystępnym teoretycznym tworem, który napisany jest językiem prostym i przejrzystym. Autorka opisuje czym jest tłumaczenie, na jakie rodzaje się ono dzieli i jak jest postrzegane (głownie przez teoretyków dziedziny). Podkreśla zawsze przy tym istotę dialogu między kulturami i szybki rozwój ekonomiczny państw. Następnie przechodzi do zagadnienia najbardziej złożonego, czyli równoważności tekstu tłumaczonego i oryginalnego (equivalence). Mimo ogromu teorii, w końcu docieramy do przykładów, które, bądź co bądź, trochę mnie zdziwiły.
Autorka bowiem z absolutnym zachwytem prezentuje przekład książki Mrs Christmas Penny Ives z angielskiego na niemiecki, gdzie tłumacz pozwolił sobie wg mnie na zbyt wiele.
Oryginał:
Finally she put on her red suit and hat. No one would recognize her now.
Glosa z niemieckiego przekładu:
Next morning she got started: early in the morning Mrs Xmas got up, put on her red coat and put on her hat. Father Xmas got a good-bye kiss.
I dalszy wywód autorki przedstawia nam jak cudownie tłumacz odwrócił stereotypowe buziaczki, które mężczyzna wysyła kurze domowej, podczas, gdy on idzie zarabiać miliony na dom, jej zachcianki i dzieci. I krew się we mnie gotuje, bo jak tłumacz miał inny pomysł na książkę, to mógł ją sam napisać! Emancypacja emancypacją, równouprawnienie fajna rzecz, ale skoro Pani Mikołajowa się przebiera, żeby nikt jej nie poznał, to chyba nie powinniśmy tego zmieniać na feministyczne widzimisię tłumacza.
Są różne teorie dotyczące tego zawodu - albo zaznaczamy obecność tłumacza, albo nie. Albo zostawiamy oryginalne nazwy, aby nadać książce orientalny klimat, albo staramy się przełożyć wszystko na nasz język i kulturę. Ale w książce spotykam się z teoriami, że jeśli tłumacz ma silne zapatrywania polityczne dotyczące tłumaczonej kwestii, to może sobie podkolorować tłumaczenie. Na litość boską! Tłumacz jest tylko medium między autorem wypowiedzi a odbiorcami. Nie wpitala się przysłowiowo między wódkę a zakąskę, bo nie podoba mu się, co autor powiedział. Nie tupie nóżką i nie strzela focha, bo to co tłumaczy kłóci się z jego moralnością i światopoglądem. Przecież to nie o to chodzi! Niech każdy samodzielnie przeczyta tekst i się do niego ustosunkuje, ale niech tłumacz nie nagina rzeczywistości pod swoje humory.
Czy może to ja zbyt żywiołowo reaguję na tego typu ekscesy? Tłumacze, proszę, wypowiedzcie się...
Po takich przykładach człowiek może ochłonąć czytając o tym, jak najlepiej zbadać proces tłumaczenia i jakie wątpliwości budzą poszczególne metody (np. think aloud protocol).
Ponadto autorka rozwodzi się przez chwilę na temat pedagogicznego wykorzystania tłumaczeń. Dawno już uznano, że tłumaczenie zdań podczas nauki języka obcego jest złe i należy tego unikać jak ognia. Z własnego doświadczenia i z metod jakie stosuję na lekcjach mogę zaobserwować bardzo korzystny wpływ takich ćwiczeń na procesy porównawcze L1 i L2. I tutaj House również proponuje, aby spojrzeć przychylnym okiem na tego typu praktykę.
Książka zawiera na końcu spis wszystkich wykorzystanych tekstów, oraz krótkie opisy dotyczące zarówno zaawansowania pozycji, jak i tego jakie informacje możemy znaleźć w dodatkowej lekturze.
A na zakończenie: słowniczek! Wbrew pozorom dość pomocny. Można bowiem przypomnieć sobie czego dotyczy jakieś zagadnienie bez zagłębiania się ponownie w lekturę i szukania odpowiedniego fragmentu książki.
Koniec końców książka jest chyba pisana bardziej dla laików niż znawców tematu. Daje ogólny zarys problemów jakie mogą towarzyszyć tłumaczeniom, ale jest to głownie analiza teoretyczna. I prawie niedostępna w Polsce...
Za to drugi tytuł jest dostępny.
Tytuł: Kodeks tłumacza przysięgłego z komentarzem
Rok: 2005
Ta pozycja zadowoliła mnie o tyle, że omówione są w niej kwestie praktyczne zawodu tłumacza. Nie wszystkie, ale takie, które mogłyby budzić wątpliwości. O ile sam kodeks jest pozycją krótką i możliwą do pobrania w internecie, to 'Vademecum tłumacza przysięgłego' można znaleźć tylko w druku. I osobiście uważam, że warto ten rozdział przeczytać. Omówiono w nim bowiem wszystkie artykuły kodeksu, przekształcając suche przepisy w bardziej życiowe sytuacje. Ponadto znajdziemy tam rozdział poświęcony historii zawodu, dowiemy się kto jest patronem tłumaczy i kiedy tak naprawdę ich rola została dostrzeżona przez świat. Przez wieki bowiem zawód tłumacza był niedoceniany, gdyż sami tłumacze owszem, przyczyniali się do dialogu kulturowego, ale nie byli w ogóle zauważani.
Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero po II wojnie światowej, kiedy rola tłumaczy w rozstrzyganiu o ludzkich losach nabrała przełomowego znaczenia w dziejach ich zawodu. W czasie procesów norymberskich przeciwko zbrodniarzom wojennym (1945-46) po raz pierwszy zastosowano tłumaczenie symultaniczne zamiast konsekutywnego, co zostało później przyjęte w codziennej praktyce ONZ i innych organizacji międzynarodowych. Dostrzeżono wtedy również wysoką rangę tego zawodu.
Na końcu książki umieszczono suplement zawierający teksty najważniejszych - z punktu widzenia tłumacza - ustaw, aktów prawnych i dokumentów.
Ogółem, wszystko co istotne zawarte zostało w jednym miejscu!
Za to drugi tytuł jest dostępny.
Tytuł: Kodeks tłumacza przysięgłego z komentarzem
Rok: 2005
Ta pozycja zadowoliła mnie o tyle, że omówione są w niej kwestie praktyczne zawodu tłumacza. Nie wszystkie, ale takie, które mogłyby budzić wątpliwości. O ile sam kodeks jest pozycją krótką i możliwą do pobrania w internecie, to 'Vademecum tłumacza przysięgłego' można znaleźć tylko w druku. I osobiście uważam, że warto ten rozdział przeczytać. Omówiono w nim bowiem wszystkie artykuły kodeksu, przekształcając suche przepisy w bardziej życiowe sytuacje. Ponadto znajdziemy tam rozdział poświęcony historii zawodu, dowiemy się kto jest patronem tłumaczy i kiedy tak naprawdę ich rola została dostrzeżona przez świat. Przez wieki bowiem zawód tłumacza był niedoceniany, gdyż sami tłumacze owszem, przyczyniali się do dialogu kulturowego, ale nie byli w ogóle zauważani.
Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero po II wojnie światowej, kiedy rola tłumaczy w rozstrzyganiu o ludzkich losach nabrała przełomowego znaczenia w dziejach ich zawodu. W czasie procesów norymberskich przeciwko zbrodniarzom wojennym (1945-46) po raz pierwszy zastosowano tłumaczenie symultaniczne zamiast konsekutywnego, co zostało później przyjęte w codziennej praktyce ONZ i innych organizacji międzynarodowych. Dostrzeżono wtedy również wysoką rangę tego zawodu.
Na końcu książki umieszczono suplement zawierający teksty najważniejszych - z punktu widzenia tłumacza - ustaw, aktów prawnych i dokumentów.
Ogółem, wszystko co istotne zawarte zostało w jednym miejscu!
O, cudownie, kolejna książka, która mi się przyda do magisterki ;)
OdpowiedzUsuńpolecam się :D
UsuńJa zawsze się zastanawiałam jak wygląda, takie tłumaczenie. Dzięki tobie mogę bliżej poznać te tajniki. Ja bym straciła miłość do czytania gdyby studia mnie przygotowywały tylko do pracy w tym zawodzie. Bez sensu wtedy być tłumaczem.
OdpowiedzUsuńNo ale taki kierunek mnie nie czeka.
Pozdrawiam :)
http://kochamczytack.blogspot.com
Przekład literacki bardzo się różni od przekładu specjalistycznego. Jednak to prawda, że znając tajniki zawodu zaczynam inaczej patrzeć na teksty, które czytam :) Możliwe, że niedługo pojawi się kolejny post o tłumaczeniach. Zapraszam wtedy po garść innych ciekawostek :)
UsuńArtykuł bardzo dobry ! zresztą jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńZawód tłumacza przysięgłego to bardzo odpowiedzialna profesja, do której niezbędna jest odpowiednia wiedza i doświadczenie.
OdpowiedzUsuń------------------------------------------------
https://alingua.pl/tlumaczenia-hiszpanski/