11:06:00

Odkrycie miesiąca

Odkrycie miesiąca
Odkryciem miesiąca jest wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Jak się można domyśleć, skutkuje to gigantycznym stosem książek, które zamówiłam w rewelacyjnych, przedświatecznych promocjach.

Na pierwszy ogień poszła krótka broszurka, która objętością i tematyką skusiła mnie szczególnie. 

Tytuł: Tatuaż przestępcy
Autor: Cesare Lombroso
Rok: 1876/2014
Książka jest w zasadzie pierwszym rozdziałem dzieła Człowiek zbrodniarz w stosunku do antropologii, jurysprudencji i dyscypliny więziennej, wydanego w 1876 r.. Jest to ciekawe studium oparte na dokładnych badaniach i proponujące fascynujące spostrzeżenia dotyczące ludzi wytatuowanych. 

Pod koniec XIX w. we Włoszech (i w wielu innych krajach) tatuaż był symbolem, który od razu zdradzał przynależność społeczną. W większości mieli je więźniowie, marynarze, czasem górnicy i żołnierze. Autor, który jest psychiatrą, antropologiem i kryminologiem z niekrytym niesmakiem opisuje tatuaże, które widział on lub jego pomocnicy i wyciąga przezabawne (z dzisiejszej perspektywy) wnioski. 

Otóż w książce dominuje podział na ludzi normalnych i wytatuowanych, autor dzieli przyczyny oszpecenia się na religię, nudę/bezczynność, zemstę, wyznanie miłosne, próżność, naśladownictwo, przynależność (np. do kamorry) lub mnemotechnikę! To ostatnie postrzega jako niezwykle pomocną w sądownictwie formę dokumentacji na własnym ciele występków, których oskarżony się dopuścił. 

Jednak książka to nie tylko zbiór wniosków, ale przede wszystkim opis przypadków. I muszę przyznać, że niektóre dziewiętnastowieczne tatuaże rozbawiły mnie niezmiernie. 
Na lewej ręce znajdował się pies, który sodomizował żandarma, co znowu miało oznaczać: "Un chien qui emmanche un gendarme" (Pies zasadzający żandarmowi) - dwuznacznik  wyrażający pogardę względem policji. 

Nie wiem na ile jest to dwuznaczne określenie, jednak oznacza ono, że polscy dresiarze, że swoim jakże oryginalnym "chwdp" (często pisanym z błędem) nagrody za inwencję by nie dostali. 

Według Lombroso pederaści na przykład mają swoje własne symbole, jak ręce splecione w uścisku lub lubieżne/dowcipne symbole wytatuowane na pośladkach. O dziwo, u prostytutek tatuaże nie są popularne, chyba, że są to 

podkropnice (uprawiające miłość lesbijską) [które] miały wytatuowane między pępkiem i łonem inicjały wspólniczek. 

Książka, która momentami dzięki swoim absurdom bardzo bawi, przedstawia światopogląd, który był popularny w ówczesnym społeczeństwie. (Niektóre uprzedzenia i zwyczaje niestety znajdują odzwierciedlenie również współcześnie). Wprawdzie autor podaje kultury i plemiona, wśród których tatuaże są oznaką dojrzałości społecznej lub świadectwem zaszczytnych osiągnięć, ale wrzuca to do jednego worka z atawizmem, brutalnością i dzikością niecywilizowanych społeczności. Jak na dzieło naukowe jest ono przesycone subiektywnymi, często złośliwymi komentarzami zniesmaczonego kryminologa, który uważa, że przestępcę da się rozpoznać gołym okiem.

Ostatnią ciekawostką jest to, że książka powstała w ramach warsztatów edytorskich na Uniwersytecie Gdańskim. Kto wie, czy mielibyśmy do niej tak powszechny dostęp, gdyby nie studenci filologii!

18:09:00

The Lord of the Rings - książka do kolorowania

The Lord of the Rings - książka do kolorowania
Pierwszy dzień zimy za nami, co oznacza, że zostały nam dosłownie ostatnie dni na zrobienie świątecznych zakupów. Jeśli nie widzieliście jeszcze moich propozycji prezentów dla moli książkowych, to proponuję zajrzeć do ostatniego postu (klik!).

Jeśli natomiast nie znaleźliście tam niczego, co by Was zainspirowało, to właśnie pojawiła się kolejna pozycja do kolorowania, która może podbić serce nie tylko dzieci, ale i dorosłych. 
Tytuł: The Lord of the Rings. Trylogia filmowa. Książka do kolorowania. 
Autor: Praca zbiorowa
Rok: 2016

Książki do kolorowania od około roku podbijają serca młodzieży i dorosłych. Liczne badania (i własne doświadczenie) potwierdzają, że pozwalają nam one wyciszyć się i odpocząć, gdy skupiamy się na wypełnianiu gotowych szablonów kolorem.

Dzisiaj prezentuję Wam książkę z uniwersum Tolkiena, a dokładniej związaną z trylogią filmową na podstawie Władcy Pierścieni. Wydawałoby się, że po sukcesie Hobbita, ta trylogia poszła w zapomnienie, ale wydawnictwo Akurat udowadnia nam, że nie musimy odkładać na półkę czegoś, co sprawiało nam tyle przyjemności.

Tym razem sami mamy okazję nadać barwy najbardziej znanym scenom z filmów. Możemy zabawić się w artystów, którzy decydują o ostatecznym wyglądzie kostiumów lub scenografii, bądź odwzorować klasyczne już ujęcia. Książka wydana jest bardzo atrakcyjne i przeglądanie (nawet jeszcze niezakolorowanych) szkiców już wywołuje uśmiech na twarzy.

Na pewno ma ona szanse być świetnym prezentem dla fanów Władcy Pierścieni, niezależnie od wieku!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Akurat oraz firmie Business & Culture.

13:46:00

Grudniowe inspiracje

Grudniowe inspiracje
Wszystkie media społecznościowe witają się z grudniem. Będzie śnieg, będą grube swetry, koce, kubki z gorącymi napojami i wieczory z książką. Ponieważ szybko robi się ciemno, to wieczory te przychodzą kilka godzin wcześniej. ;) 
Ale grudzień oznacza też święta i... szał zakupowy. Jeśli jeszcze nie wpadliście na pomysł co kupić swoim najbliższym molom książkowym, tak jak w zeszłym roku (klik!), służę radą! Być może jednak sami zapragniecie dostać takie prezenty i wpiszecie je na swoje osobiste listy do Mikołaja? Wybierajcie śmiało, bo w tym roku wyszperałam kilka ciekawych propozycji!

1. Zacznijmy tradycyjnie od zakładek. Jeśli tak jak ja patrzycie krzywym okiem na osoby zaginające rogi kartek, to taki prezent może odmienić życie. Przynajmniej życie jakiejś książki. Te zakładki są o tyle wyjątkowe, że świecą w ciemności, więc gdy oderwiemy się od lektury, to takie małe, magiczne światełko będzie nam cały czas przypominać o rozpoczętej przygodzie. 

Znalezione na Bored Panda (klik). 
Dostępne na: Ebay (klik), Etsy (klik).

2. Druga propozycja to lewitujące półki! Gdy po raz pierwszy je zobaczyłam, pomyślałam, że są szalenie niepraktyczne. Zmieniłam zdanie, odkąd sama zaczęłam układać książki stosami. Dodatkowo sprawiają wrażenie nowoczesnego designu i nie zajmują dużo miejsca. Zanim jednak zaczniecie projektować mieszkanie wszystkim dookoła, upewnijcie się dyskretnie, czy taki pomysł będzie zaakceptowany.
Znalezione na: Niewidzialna Półka (klik).
Dostępne również na: Allegro (klik), Empik (klik).

3. Kolejna propozycja to etui na laptopa lub czytnik. Nawet jeśli przerzucamy się na e-booki, możemy zachować pozory trzymania prawdziwej książki w ręce. Okładki są niezwykle stylowe, ale musimy pamiętać, aby dopasować je do odpowiedniego modelu naszego sprzętu. Sama w tym momencie żałuję, że nie produkują takich cudownych okładek na PocketBooki.


Znalezione na: Twelve South (klik).
Dostępne również na: Etsy (klik).

4. Oprócz kupowania nowych książek tuzinami, książkoholicy mają jeszcze inne nałogi. Uwielbiamy ich zapach! Przyznajcie się, że zdarza się Wam po prostu cieszyć się wonią książek - starych, nowych, pachnących strychem, drukiem lub po prostu tym swoim wyjątkowym aromatem. Dla takich osób też jest prezent: świeczka zapachowa! Ja osobiście uwielbiam zapach Archives firmy Kringle - rewelacyjnie umila czas nad książką lub przy pracy.

Znalezione na: Etsy (klik).
Dostępne również na: iCandle (klik), Yankee Candle (klik).

5. I ostatnia propozycja na dziś, to zestaw małego bibliotekarza! Często pożyczacie książki? Zapominacie komu? Czy ktoś przetrzymywał Waszą książkę tak długo, że przez zasiedzenie uznał ją za własną, a Wy zapomnieliście, że ją w ogóle pożyczaliście? Brzmi drastycznie, ale w mojej rodzinie takie przypadki już się zdarzały (i to my byliśmy poszkodowani!). Jeśli zatem nie zapisujecie sobie do kogo powędrowały Wasze drogocenne lektury, możecie pobawić się w bibliotekarzy. Według mnie to bardzo zabawny prezent. ;)

Znalezione na: House8810 (klik).
Dostępne również na: Amazon (klik).

Pochwalcie się w komentarzach jakie prezenty Wy kupujecie swoim najbliższym molom książkowym! A może znaleźliście inspiracje w tym poście? 

Pamiętajcie, że czas na zakupy ucieka, dlatego uwzględnijcie czas transportu, jeśli decydujecie się na zakupy przez Internet i... POWODZENIA!



Linki, które pojawiły się w poście nie są linkami sponsorowanymi.

22:26:00

Śpiący giganci

Śpiący giganci
Tytuł: Śpiący giganci
Autor: Sylvain Neuvel
Rok: 2016

Książkę opisywano jako powieść na miarę Jurasic Park, World War Z i Marsjanina. Miała po mistrzowsku łączyć elementy thrillera, fantastyki (chyba fantastyki naukowej) i powieści przygodowej. Tak głosi zachęcające hasło na okładce. Potraktowałam je z przymrużeniem oka, bo przecież "wielkich debiutów literackich" jest ostatnio na rynku więcej niż książek przeciętnych. Reklama dźwignią handlu.

Ale mniej więcej w 1/3 książki dotarło do mnie, że może jednak nie są to tanie chwyty marketingowe. To naprawdę dobra książka.
Zacznijmy od fabuły: pod dziewczynką zapada się ziemia, powstaje krater, z którego wyłania się gigantyczna dłoń. Bałam się, że cała książka będzie pisana z perspektywy dziecka jako przesłodzona wariacja na temat Bardzo Fajnego Giganta w zmechanizowanym świecie, w którym nagle dociera do nas, że nie jesteśmy sami we wszechświecie. Ale książka mnie pozytywnie zaskoczyła, bo od razu przeskakujemy kilkanaście lat później i przyglądamy się artefaktowi z perspektywy dojrzałych naukowców i specjalistów, którzy werbowani są do zespołu badawczego przez anonimową postać. Zespół ma na celu zbadanie czym jest owa dłoń, czy i gdzie znajdują się pozostałe części ciała giganta. 

Jednak nie jest to nudnawa opowieść o szalonej pani naukowiec, która po latach próbuje pojednać się z demonami przeszłości. Owszem, jest to ta sama osoba, która jako dziewczynka w zasadzie dokonała znaleziska, ale wszelkie tandetne brednie są racjonalnie zepchnięte na bok. Ponadto, pani naukowiec wcale nie jest główną bohaterką książki, chociaż mogłoby się tak wydawać, a Stany Zjednoczone nie są pępkiem świata. W końcu ktoś racjonalnie przedstawił konflikty na naszej planecie.

Narracja książki to zbiór zarejestrowanych wypowiedzi, dzienników, wywiadów i doniesień prasowych. Od razu przypomniał mi się Drakula i chęć uwiarygodnienia historii przez przedstawianie jej z różnych perspektyw. I to działa. Większość rozmów jest prowadzona przez wspomnianą już wcześniej anonimową postać - inteligentnego faceta, który wie wszystko o wszystkich i jest uzbrojony w sarkazm i cynizm po uszy. I to właśnie dzięki jego osobie te dialogi są tak wartkie. 
Również ze względu na ciągłą formę dialogu nie ma dłużyzn, osoby, które rozmawiają z tajemniczym koordynatorem może zbyt otwarcie mówią o wszystkich swoich przemyśleniach jak na służbowe raporty i sprawozdania, ale nic nam nie umyka. Sarkazm jest na wysokim poziomie, żarty, aluzje i metafory nie są na siłę wyjaśniane mniej ogarniętemu czytelnikowi. To tak, jakby autor sprawdzał czy czytamy ze zrozumieniem i nagradzał nas za naszą uwagę porozumiewawczym puszczeniem oka. Jeśli ktoś pobieżnie przeskakiwałby z kartki na kartkę, mógłby nie wyłapać kilku całkiem inteligentnych komentarzy. 

Autor, który jest językoznawcą, tłumaczem, a który zawodowo zajmuje się inżynierią i językiem oprogramowania, chyba rzeczywiście szturmem podbija serca czytelników. Prawa do ekranizacji już  zostały wykupione przez firmę Sony, a scenariuszem filmowym zajmuje się David Koepp (odpowiedzialny za takie hity jak Jurassic Park, Spider-Man czy Mission Impossible). Osobiście nie będę chyba jednak czekać z równym zaangażowaniem na film, co na drugi tom, bo proszę Państwa... epilog! Epilog to majstersztyk. Dawno nie widziałam w książce tak dobrego "cliffhangera". 

Za możliwość spędzenia bardzo przyjemnych godzin nad książką w fantastycznym wydaniu dziękuję wydawnictwu Akurat oraz firmie Business & Culture


19:48:00

Decyduj

Decyduj
Tytuł: Decyduj. Zrób to sam, zanim inni podejmą decyzję za ciebie
Autor: Steve McClatchy
Rok: 2016

Książki motywacyjne zawsze znajdowały się na mojej liście lektur "na później". Wiedziałam, że wcześniej czy później po jakąś sięgnę, jednak nigdy nie byłam na tyle zmotywowana lub zaciekawiona, żeby taką książkę przeczytać. Wydawało mi się, że nie potrzebowałam porad, skoro jeszcze nie rozpoczęłam pracy zawodowej. Ale po studiach świat każdego człowieka wywraca się, musimy szukać pracy i zacząć być dorośli, chociaż bardzo byśmy tego próbowali uniknąć.
I być może tym bardziej na tym etapie życia potrzebna jest systematyczność w dążeniu do celów. Pewien schemat działania, który pomoże nam nie utonąć w problemach dorosłego życia, a co więcej, pozwoli nam się nadal w nim rozwijać.

Książka Decyduj wpasowała się zatem idealnie w moją sytuację życiową i dlatego tak dobrze mi się ją czytało. Autor dzieli nasze czynności życiowe na dwie grupy: na te, które zapobiegają nieprzyjemnościom i na te nastawione na zysk. Pierwsza grupa to bardzo szeroka kategoria, oznaczająca każdą aktywność, którą po prostu musimy wykonać, aby nasze życie utrzymywało się na pewnym stabilnym poziomie. Są to zatem takie czynności jak wyrzucanie śmieci, robienie zakupów spożywczych lub wysyłanie szefowi comiesięcznych raportów.

Druga grupa to rzeczy, które robimy wyłącznie dla siebie, które są nastawione na nasz osobisty rozwój. Na początku książki autor zachęca nas, abyśmy stworzyli sobie listę takich osiągnięć. Może to być na przykład nauka nowego języka, założenie własnej firmy lub zdobycie tytułu naukowego.Wszystko co tylko sprawi, że będziemy się czuć szczęśliwi i spełnieni po zrealizowaniu takiego celu.

Oczywiście, są to rzeczy, których nie da się często osiągnąć w przeciągu kilku miesięcy. I tutaj z pomocą przychodzi McClatchy. Rozdział za rozdziałem uczy on nas jak mamy zorganizować swoje życie, aby te długoterminowe cele osiągnąć. I nie jest to jakaś wydumana mantra, wywrócenie do góry nogami naszego codziennego porządku. Autor podpowiada nam proste, drobne rzeczy, które, gdy już wejdą nam w nawyk, będą miały kluczowe znaczenie dla naszych osiągnięć. Są to na przykład wskazówki dotyczące zapisywania wszystkiego w terminarzach lub jak radzić sobie z koncentracją w pracy. Niby nic, niby jasne, ale jednak istotne! Czyli zarządzanie czasem od podstaw.

Ponadto w książce znajdziemy dużo ciekawostek, takich jak dlaczego bardziej się cieszymy planując wyjazd, niż po powrocie z niego lub dlaczego samo wyjeżdżanie na urlop jest takie ważne.

Książka pisana jest lekko i nie jawi nam się jako pompatyczny, "coachingowy" bełkot. Czyli plus ;)

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Muza oraz firmie Business&Culture.

10:26:00

Magia sprzątania

Magia sprzątania
Tytuł: Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce
Autor: Marie Kondo
Rok: 2016
 
Poradniki dotyczące sprzątania zawsze wydawały mi się oczywiste. Plamę po winie zmyj tym i tym. Kurze wycieraj tak i tak. Nie wystawiaj zbyt wielu bibelotów, bo będzie na nich mnóstwo kurzu. Zasłony dopasuj do poduszek. Myślałam, że to instrukcje jak sprzątać, jak sobie radzić z domowym otoczeniem, żeby nie utknąć pod stertą prania i brudnych naczyń w grocie nieładu. 

Marie Kondo przedstawia w książce swoją autorską metodę sprzątania. Ale nie jest to tylko zbiór rad jak zapanować nad nieporządkiem w domu. To raczej filozofia sprzątania, dzięki której uporządkujemy swój dom i zarazem życie. 

Metoda KonMari wydawała mi się na początku straszna! Rewolucyjna, minimalistyczna i spisująca na straty wszystko co w moim domu drogie i otoczone wspomnieniami. Autorka, która sama otwarcie stwierdza, że na punkcie sprzątania ma obsesję, każe pozbyć się każdej rzeczy, która nie sprawia nam radości! Po rozpoczęciu lektury pomyślałam, że to szaleństwo! Przecież każda rzecz ma jakąś wartość sentymentalną, wszystko ileś kosztowało, przecież to, że nie używam młotka dzień w dzień, nie oznacza, że mogę się go pozbyć, bo nie odczuwam z nim więzi emocjonalnej!

Natychmiast jednak zdałam sobie sprawę, że uwarunkowania kulturowe również mają znaczenie. Autorka, która często odwołuje się do zwyczajów i tradycji japońskich prezentuje nam obraz mieszkań małych, wilgotnych, rozplanowanych zupełnie inaczej niż nasze europejskie domy. Stąd nacisk na oszczędność miejsca i praktyczne rozplanowanie przestrzeni użytkowych.

Jednak trzeba przyznać, że większość wskazówek da się przełożyć na nasze codzienne sprzątanie. Marie Kondo rozróżnia takie pojęcia jak sprzątanie i czyszczenie, prowadzi nas krok po kroku przez ustalone przez siebie kategorie rzeczy, którymi mamy się kierować robiąc rewolucję w swoim domu: zaczynając od ubrań, przechodzimy przez książki, papiery, komono (rzeczy różne), aż po rzeczy o wartości sentymentalnej.
Książka zawiera nawet urocze ilustracje obrazujące jak zastosować rady dotyczące np. poprawnego składania ubrań lub rozmieszczenia rzeczy w szafkach oraz przykłady pochodzące prosto z życia - sytuacje, które pochodzą od klientek autorki. To bardzo miłe akcenty, które uprzyjemniają lekturę!

Niezależnie od tego czy jesteście gotowi na tak radykalną zmianę w swoim życiu, warto sięgnąć po tę książkę, ponieważ posiada ona również uniwersalne rady, do których nawet osoba, która wciąż trzyma rzeczy z podstawówki z chęcią się zastosuje! ;) 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Muza oraz firmie Business & Culture.

09:28:00

Wojna starego człowieka

Wojna starego człowieka
Dzisiaj coś zupełnie z innej bajki. Dzisiaj będzie... kosmos! 

Tytuł: Wojna starego człowieka
Autor: John Scalzi
Rok: 2005

Wyobraź sobie, że masz siedemdziesiąt pięć lat. Łamie Cię w kościach, słuch nie ten, wzrok nie ten, masz już wnuki. Co robisz? Na pewno nie myślisz o tym, żeby zaciągnąć się do wojska, prawda? A John Perry właśnie taki ma plan! 

Świat się rozwinął, przetrwał wojnę kontynentalną i zaczął podbijać wszechświat. Ziemia, którą zamieszkujemy jest zaściankiem, ale tam, ponad atmosferą dysponujemy technologiami, które pozwalają nam na podbijanie i zamieszkiwanie nowych planet. Tylko, że we wszechświecie nie jesteśmy sami. I inne gatunki mają ochotę na te same planety.
Osoby zaciągające się do Sił Obrony Kolonii stawiają się w punktach poboru w wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Wypełniają formularze i zgłaszają swoją gotowość. Po dziesięciu latach natomiast wstępują do wojska. Rezygnując z dotychczasowego życia, rodzin i dobytku, przenoszeni są do bazy kosmicznej, gdzie rozpoczynają nowe życie. 

Ale jak ktoś kto ma tyle lat ma walczyć? W kosmosie? Serio? Nasz główny bohater też się zastanawiał. Główną teorią osób żyjących na ziemi jest to, że wymieniane są narządy wewnętrzne, wydłużając tym samym żywotność organizmu. Ale... metoda SOK-u jest jeszcze lepsza! (Nie, nie zdradzę Wam tego.)

Po wszystkich przemianach nasz bohater zostaje przeszkolony i wysłany do walki. Do czynienia mamy zatem z typowym militarnym science-fiction, niepozbawionym humoru i dowcipu. I dowcip ten nie jest nachalny, co przyjęłam z ogromną radością. 

Dalsze losy bohatera, to przygody militarne, ale książka porusza takie zagadnienia jak ludzka ignorancja (która nawet w kosmosie pokazuje jakimi zarozumiałymi dupkami jesteśmy wobec obcych gatunków), kwestie moralne związane z przedłużaniem życia i śmiertelnością, co stanowi o byciu człowiekiem, ale też przyjaźń i miłość. 
Co ciekawe książka została napisana już w 2005 i była bardzo dobrze przyjęta. Rok później została nominowana do nagrody Hugo za najlepszą powieść. Autor napisał też kilka sequeli, więc jest tego więcej ;) 

Za egzemplarz recenzencki w nowym wydaniu dziękuję wydawnictwu Akurat oraz firmie Business & Culture. 

PS
Tak jak ostatnio, proszę, zajrzyjcie na stronę na FB (klik!). Tam się dzieje dużo dobrego ;)

12:40:00

Kobiety w mafii

Kobiety w mafii
Tytuł: Kobiety w mafii
Autor: Milka Kahn, Anne Véron
Rok: 2015

Jako wielka fanka Ojca chrzestnego już od najmłodszych lat sięgałam po literaturę związaną z włoską mafią. I pewnie dlatego bez wahania sięgnęłam również po tę pozycję. Już sam tytuł przedstawia przecież intrygujące podejście - autorki skupiają się bowiem tylko na kobietach! Ale jak to? To kobiety są w mafii?
Otóż tak! I były w niej od zawsze. Tylko zazwyczaj były niedoceniane, a to właśnie one są odpowiedzialne za przekazywanie wartości i zasad panujących w mafii z pokolenia na pokolenie. Podczas gdy ich mężowie, ojcowie i bracia ukrywali się lub odbywali kary w więzieniach, to one uczyły dzieci o zemście, prawie omertà i zasadach panujących w ich świecie.

Książka ma strukturę reportażu podzielonego na trzy główne części - każda z nich dotyczy innej mafii: Cosa Nostra, 'Ndrangheta, Kamorra, a autorki wprowadzają czytelnika w tajniki tych organizacji. W każdym z rozdziałów możemy przeczytać historie kobiet, które zdecydowały się uciec z mafii, mimo że sposoby tych ucieczek mogą się diametralnie różnić lub takich, które odnalazły w niej swoje miejsce. Większość z nich jednak łączy to, że zdecydowały się zdradzić tajemnice organizacji wymiarowi sprawiedliwości.
Kobiety odważne czy kobiety skrzywdzone? Fanatyczki nie potrafiące wyrwać się z szowinistycznego patriarchatu czy wyzwolone, inteligentne przestępczynie, które same stają się bossami? Różnie można interpretować wyznania poszczególnych bohaterek reportażu, gdyż różne są ich historie i czyny. Mimo wszystko jednak są to kobiety zyskujące swoją pozycję w społeczeństwie lub nawet w samej mafii. Honorowość tych organizacji rozumiana jako przestrzeganie tradycji, zdolności przywódcze kobiet, żądza zemsty lub matczyny instynkt - o tym jest ta książka.

Krótka, treściwa i bez wątpienia oryginalna.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Muza oraz firmie Business & Culture.

11:23:00

Skaza

Skaza
Tytuł: Skaza
Autor: Cecelia Ahern
Rok: 2015

Kto regularnie odwiedza mojego bloga zna Cecelię Ahern i moje mieszane uczucia związane z jej książkami. W zasadzie można to określić jako sinusoidę uczuć - od nienawiści, po uwielbienie i zarwane noce na czytaniu. 

Skaza jest pierwszą powieścią tej autorki, która otwarcie dedykowana jest młodym dorosłym i dopasowuje się do gatunku young adult novel. Mając na swoim koncie wiele takich lektur otwarcie stwierdzam, że wiele wątków idealnie, wręcz sztampowo dopasowuje się do nurtu, który zdobywa ogromną popularność.

Mamy zatem fabułę osadzoną w niedalekiej przyszłości, system, który wymaga obalenia i samotną bohaterkę przed osiemnastką, która zostaje wplątana w wir wydarzeń. Ale! Ale autorka dodaje sporo od siebie. Po pierwsze akcja książki nie dzieje się w Stanach Zjednoczonych co jest strasznie miłą odmianą. Po drugie rodzice głównej bohaterki nie są usunięci z fabuły, co sprawia, że historię lepiej się czyta, jest bardziej plastyczna. Po trzecie w końcu oficjalnie stwierdzony jest kolor skóry bohaterki. Po czwarte - świat nie pogrążył się w post-apokaliptycznym, powojennym chaosie. Owszem, nastąpiła katastrofa, ale ekonomiczna. Korupcja i złe decyzje przywódców doprowadziły do upadku państwa. Od tamtej pory powołano specjalny Trybunał, który ma na celu piętnowanie (dosłownie) osób, które podejmowały złe decyzje moralne. 
Nie mówimy tutaj o przestępstwach, ale o zachowaniach, które są szkodliwe dla społeczeństwa, niezgodne z etyką. Dzięki Trybunałowi tworzone jest społeczeństwo idealne, takie, które nie może popełniać błędów. A osoby Naznaczone? Są brutalnie traktowane, pozbawiane godności, karane dożywotnio za błędy, na których nie mogą się uczyć, lecz za które tracą swobodę, godność i wiarę w ludzi. 

I to jest poruszające! To jest coś nowego. 

Celestine - główna bohaterka - jest osobą poukładaną, zawsze postępuje według zasad, ale jeden ludzki odruch i sytuacja w której się znajduje sprawiają, że zostaje ukarana i napiętnowana. Dziewczyna z dnia na dzień traci wszystko, a ponadto, wbrew sobie staje się twarzą rewolucji. Bo Trybunał ma tyle samo przeciwników co zwolenników. 

Książka ewidentnie ma otwarte zakończenie, będzie to pierwszy tom z całego cyklu. I uwierzcie mi, naprawdę się cieszę. Nie ma tutaj niezręcznego trójkąta miłosnego, akcja jest wartka i wciągająca. Autorka zręcznie przedstawia obawy siedemnastoletniej dziewczyny, a ponadto nie skupia się na ckliwych chwytach marketingowych, ale przedstawia mechanizmy, w które wpada główna bohaterka - nie może ufać nikomu, bo dla każdej ze stron konfliktu jest narzędziem propagandy. 
Jeśli dwudziestosiedmioletnia dziewczyna zarywa noc na książkę dla młodych dorosłych, to znaczy, że coś jest na rzeczy ;) Naprawdę duży plus! Nie mogę się zatem doczekać kontynuacji oraz filmu! Warner Bros już wykupił prawa do ekranizacji!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Akurat oraz firmie Business & Culture.

PS
Nie zapomnijcie polubić mnie na Facebooku - klik!

12:42:00

Czcij ojca swego

Czcij ojca swego
Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam czas usiąść z książką na cały dzień. Ale w końcu się udało. I dzięki temu skończyłam czytać:

Tytuł: Czcij ojca swego
Autor: Ela Sidi
Rok: 2016

Po książkę sięgnęłam przede wszystkim dlatego, że zaciekawiła mnie sama autorka - to polska pisarka mieszkająca w Izraelu, z zawodu tłumacz, z pasji blogerka. Nagradzana i doceniana za swoje osiągnięcia była gościem wielu festiwali i spotkań literackich.

Książka Czcij ojca swego jednak jest lektura ciężką i zdecydowanie trzeba mieć na nią nastrój. To opowieść pisana z perspektywy dziecka. Ania, główna bohaterka, relacjonuje swoje życie, obraz rodziny i realiów PRL-u z rzeczowością i zdrowym rozsądkiem. 

I może na początku tego zdrowego rozsądku było aż za dużo jak na kilkuletniego narratora, który być może nie powinien rozumieć wszystkich zachowań dorosłych. Początek książki, tak około połowy w zasadzie, obfituje w opisy realiów PRL-u. Znajdujemy tak dużo odwołań do stania w kolejkach, przydziałów mieszkań, produktów na kartki i cytatów z filmów lub bajek, że zastanawiamy się czy fabuła ma na celu coś więcej niż tylko udowodnienie, że autorka wie o czym pisze. 
Jednak im dalej zagłębiamy się w lekturze, tym fabuła się rozwija, Ania dorasta i doświadcza coraz to gorszych patologii. Z przerażeniem czytamy jak dziecko musi sobie radzić ze śmiercią matki, alkoholizmem ojca, brakiem miłości i opieki. Co gorsza, dziecko to musi doświadczać przesadnej religijności, zakłamania dotyczącego wyidealizowanego modelu rodziny i własnych problemów emocjonalnych związanych nie tyle z dojrzewaniem, ile z obowiązkiem radzenia sobie z otaczającą rzeczywistością, przemocą i wyzyskiem.

Książka, która według krytyków ma jednak mieć w sobie wiarę w lepsze jutro i pokazywać niesłabnący optymizm i wiarę dziecka, dla mnie przedstawia rozdzierający serce obraz. Obraz, w którym dorośli niszczą ufność, miłość i poczucie bezpieczeństwa. Obraz, w którym dziecko jest napiętnowane i skazane na popełnianie tych samych błędów.

Pozycję tę, na pewno wstrząsającą, polecałabym dla osób o mocnych nerwach i takich, którym nie straszne książki o patologiach i ludzkiej krzywdzie.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Smak Słowa oraz firmie Business & Culture.

14:10:00

Żywopłot

Żywopłot
Tytuł: Żywopłot
Autor: Dorit Rabinyan
Rok: 2014

Z ciekawością i zapałem sięgnęłam po Żywopłot, gdyż jest to książka kontrowersyjna. Wielokrotnie nagradzana i uznawana przez krytyków literackich została wpisana na listę lektur szkolnych w Izraelu. Jednak w pewnym momencie książkę wykreślono jako skandaliczną i propagującą związki mieszane. Po fali protestów i sprzeciwów minister edukacji zmienił swoje stanowisko, a książka zyskała tylko dzięki temu na sławie. 

Fabuła wydaje się prosta - dziewczyna z Izraela, chłopak z Palestyny, spotykają się w Nowym Jorku, na ziemi neutralnej i zakochują się w sobie. Wiele recenzji przedstawia tę pozycję jako książkę o miłości, jako romans przede wszystkim. Dla mnie jednak książka bardziej niż na samym uczuciu, które wydaje mi się przede wszystkim fizyczną atrakcją, skupia się na pochodzeniu tych dwojga. Ich tradycje i kultury - tak bliskie wydawałoby się, a jednak tak odmienne - stają się przyczyną wielu konfliktów i awantur między młodymi. Strach, że rodzice dziewczyny mogliby się dowiedzieć, że spotyka się z Arabem nęka ją przez cały związek, natomiast poglądy polityczne rodziny chłopaka prowokują wybuchy agresji i pasji. Ale jednak jest to miłość między podziałami.
Samo uczucie między postaciami od samego początku ma charakter tymczasowy, gdyż dziewczyna ma spędzić w Ameryce jedynie kilka miesięcy, jednak przeradza się w relację, której nie sposób zakończyć. Para spotyka się przez przypadek i ciągnie ich do siebie tęsknota za domem, za ich rejonem, słońcem i klimatem. Przez większość książki ich związek ma dla mnie wyraz fizyczny, seksualny. Również charaktery postaci są odmienne: Liat jest energiczna, konkretna, racjonalna; Hilmi jest artystą o wrażliwej duszy i słabym charakterze. Są oni zatem od siebie irracjonalnie wręcz odmienni. 

Dlatego też nie traktowałam książki jako opowieści o miłości przede wszystkim. To był raczej pretekst dla tej historii, ponieważ pozycja ta, której akcja dzieje się na początku stulecia otwiera oczy na konflikt narodów, który trwa do dzisiaj. Uświadamia też, że mimo naszej otwartości na światopoglądy nie sposób wyrzec się tradycji i historii własnego narodu.

Interesującym zabiegiem podkreślającym odmienność postaci jest to, że w dialogach znajdujemy wtrącenia z języka arabskiego i hebrajskiego. Książka pisana jest lekko i z łatwością rozumiem czemu tak bardzo przypada licealistom jako lektura. 

Jednak, mimo że postacie wiekiem zbliżają się do trzydziestki i że jest to lektura szkolna w Izraelu, dojrzalsi czytelnicy również powinni po książkę sięgnąć, gdyż jest wciągająca, ale przede wszystkim pouczająca - to opowieść o dwóch narodach, które żyjąc tak blisko siebie, nie potrafią zakończyć wieloletnich konfliktów. 

Za egzemplarz recenzencki i zaufanie dziękuję uprzejmie wydawnictwu Smak Słowa, z którym dzięki tej pozycji miałam możliwość nawiązać współpracę.

11:19:00

Najdalszy brzeg

Najdalszy brzeg
Tytuł: Najdalszy brzeg
Autor: Ursula K. Le Guin
Rok: 1972

Zbyt długą przerwę zrobiłam sobie od całego cyklu Ziemiomorze, a przecież w postanowieniach noworocznych obiecałam przeczytać całość do końca 2016. Sięgnęłam zatem po trzeci tom cyklu i po pozycjach, które czytałam w wakacje ciężko było mi się przestawić na charakterystyczną narrację autorki. Jej język jest baśniowy, nierealny, właśnie fantastyczny.

W pewnym momencie zawzięłam się jednak, a później sama się zdziwiłam jak bardzo chcę się dowiedzieć co wydarzy się dalej. 
W trzecim tomie znów spotykamy Geda, który jednak jest już starym Arcymagiem. Przybywa do niego młody książę Arren i przynosi wieści o pewnym zachwianiu w Równowadze - coś jakby wysysało energię, radość i magię na zachodzie krainy. Krogulec bez wahania postanawia odnaleźć źródło problemów i zabiera ze sobą młodzieńca, który o nim doniósł. 

Le Guin zabiera nas w podróż po Zachodnich Rubieżach i wyspach, z których każda tworzy osobny krajobraz i przedstawia innych ludzi. Zbierając strzępy informacji, stawiając czoło niebezpieczeństwu i niegodziwości innych ludzi, stary mag i młody książę nawiązują niezwykłą przyjaźń. Niektóre chwile spędzone razem są beztroskie i pełne wzajemnej sympatii, w innych autorka pokazuje zwątpienie młodzieńca w siły mędrca i wynikające z tego konsekwencje. Przeciwstawia młodość i starość, życie i śmierć, dobro i zło.

Głównym tematem książki jest jednak nieśmiertelność - jaką rolę odgrywa w ludzkich żądzach, do czego może doprowadzić chciwość, zawiść i chęć życia wiecznego - oraz jakie wartości we wszechświecie można temu przeciwstawić. 
Książka, która ma w sobie smoki i magię, prezentuje również filozoficzny aspekt, nad którym każdy z nas może się zastanowić, a który nie jest przerysowany pompatycznością gatunku. Niektórzy twierdzą nawet, że jest to najlepszy tom cyklu. Pamiętam, że drugi tom podobał mi się bardziej od pierwszego, jednak trzeci jest moim zdaniem po prostu inny. Książka zawiera w sobie jakiś spokój, który udziela się czytelnikowi im dalej zagłębiamy się w lekturze.

Dla przypomnienia podaję linki to wcześniejszych recenzji:

A Wam który tom przypadł najbardziej do gustu? Może jeden z tych jeszcze nieprzeczytanych przeze mnie?  

10:32:00

Miniaturzystka

Miniaturzystka
Tytuł: Miniaturzystka
Autor: Jessie Burton
Rok: 2013

Najpierw znalazłam autorkę, później znalazłam książkę. Tak w skrócie można opisać jak dotarłam do Miniaturzystki. Będąc w Glasgow szwendałam się po księgarniach i zaszłam do mojego ulubionego Waterstone's. Sam klimat tych księgarni sprawia, że kupowanie książki samo w sobie sprawia przyjemność. Czarne półki, starannie ułożone ekspozycje, a na nich... nowa książka Jessie Burton The Muse z autografem autorki. Nie miałam jednak czasu zapoznać się dokładnie o czym jest fabuła, gdy już musiałam uciekać z mojej Krainy Czarów na autobus. Ale na lotnisku znów krążyłam po księgarni, odnalazłam ten tytuł i zaczęłam żałować, że nie wydałam ostatnich pieniędzy właśnie na podpisaną książkę. 

Pomyślałam, trudno, dorwę ją w Polsce. Jeszcze się spotkamy! Ale w Polsce mamy wydaną tylko pierwszą powieść tej pisarki - właśnie Miniaturzystkę. I co się okazało? Że opis fabuły też mi się spodobał! Wpisałam zatem książkę na listę życzeń i.. czekałam na urodziny :D
Instagram
Książka opowiada losy młodej dziewczyny, która z prowincji przeprowadza się do siedemnastowiecznego Amsterdamu, ponieważ została żoną bogatego i starszego od siebie kupca. Sytuacja rodzinna nie pozwala jej wybrzydzać, ale mężczyzna wydaje jej się przyzwoitym człowiekiem, z którym chciałaby spędzić przyszłość. Po szybkich zaślubinach dziewczyna sama przyjeżdża do Amsterdamu, lecz w swoim nowym domu nie zastaje męża. Wita ją za to jego siostra - wyniosła i zimna kobieta, pyskata służąca i czarnoskóry niewolnik. 

Gdy mężczyzna w końcu pojawia się w domu po długich wojażach, w prezencie ślubnym Nella dostaje domek dla lalek. Jest to dla niej zniewaga, że traktowana jest jak dziecko i mąż nawet nie chce się do niej zbliżyć. Na złość wszystkim i samej sobie postanawia umeblować prezent, na znak, że chociaż taką namiastkę domostwa będzie mieć we władaniu. Zatrudnia w tym celu tajemniczego miniaturzystę - składa zamówienie i... już w pierwszej przesyłce dostaje więcej figurek niż zamówiła. 

I tutaj zaczyna się gra, gdyż figurki - postacie, zwierzęta i mebelki - zaczynają zdradzać co tak naprawdę dzieje się w tym ciemnym i ponurym domu, a każdy kolejny rozdział odkrywa przed czytelnikiem kolejne sekrety.

Klimat książki z początku przypominał mi Rebekę Daphne du Maurier - moją ukochaną powieść gotycką. Dom jest mroczny, mężczyzna starszy, a panią domu wcale nie zostaje jego młoda małżonka. Jednak im dalej zagłębiamy się w fabułę, tym mniej podobieństw dostrzegamy. Autorka stara się przybliżyć nam obraz Amsterdamu - kupieckiego miasta, którym rządzą jednocześnie zachłanność i bogobojność, zarysowuje sytuację kobiet w społeczeństwie, a jednak swoje postacie kobiece pokazuje jako silne i uwikłane we własne pragnienia - niezależne od woli mężczyzn i... trochę współczesne.

Po rozpoczęciu lektury książkę już nie sposób odłożyć. Ta debiutancka powieść jest niesamowicie wciągająca, mimo że dostrzegamy pewne niedoskonałości warsztatu. Samo zakończenie jest dla mnie zaskakujące, gdyż cały czas spodziewałam się zwrotu akcji. Osobiście przyznaję, że mam niedosyt - niektóre wydarzenia lub wątki zostały dla mnie nierozwiązane. Ale być może właśnie na tym polega urok tej książki. Po przeczytaniu ostatniej strony wciąż myślimy o głównych bohaterach, o tajemniczości niektórych wydarzeń i tak samo jak oni musimy sobie radzić z niewyjaśnionymi sekretami. 
Instagram
Gigantycznym atutem tej książki jest również okładka, która sama w sobie przedstawia domek dla lalek i postacie z książki. Mogłabym się w nią wpatrywać godzinami i przyznaję, że to okładka The Muse zachęciła mnie, żeby zapoznać się z twórczością Jessie Burton. Warto też zwrócić uwagę na dodatkowe zdjęcia, słowniczki, porównanie zarobków w Amsterdamie oraz przykładowe wydatki domowe pod koniec XVII wieku. Autorka dzięki temu wprowadza nas głębiej w świat, o którym czytamy i pozwala zrozumieć poczynania głównych bohaterów. 

Zatem ze swojej strony serdecznie polecam, gdyż mam wrażenie, że mało się o książce mówiło, a warto po nią sięgnąć!

19:01:00

Zasłona

Zasłona
Magisterka się pisze i pisze się nieźle. Dlatego szlaban na książki przybrał formę ograniczenia, a nie całkowitego zakazu. Dzięki temu udało mi się przeczytać chociaż jedną pozycję w tym miesiącu, a mianowicie:

Tytuł: Zasłona. Esej w siedmiu częściach
Autor: Milan Kundera
Rok: 2005

Książkę kupiłam w promocji jako jedną z pozycji niedocenianych i niechcianych. Ciekawy chwyt marketingowi skusił mnie do zapoznania się z twórczością Kundery, o którym już wiele słyszałam. Nie miałam jednak do tej pory sposobności zapoznania się z jego dziełami. 
Jednak książka trafiła na półkę i przed zapomnieniem uratował ją mój wyjazd do Pragi. Nigdzie nie czyta się książek tak dobrze jak w rodzimym kraju autora, gdzie wystarczy przejść się ulicami, rozejrzeć dookoła i zrozumieć, poczuć i chłonąć całą treść, a czasem nawet więcej z tego co tenże autor czuł i widział i o czym pisał. 

Tutaj należy jednak wspomnieć, że Zasłona nie jest pozycją beletrystyczną. Jak podtytuł głosi, to Esej w siedmiu częściach przybliżający nam historię powieści jako gatunku, ale zarazem esej pełen anegdot z życia autora. Kundera dzieli się bowiem nie tylko komentarzem czysto akademickim, ale pisze z pozycji czytelnika, człowieka z własnymi przeżyciami, któremu książki towarzyszą przez całe życie. 

Kundera krytycznym okiem ocenia stosunek literatury światowej do tej, która zyskuje rangę literatury narodowej, komentuje zabiegi estetyczne i nowatorskie autorów, o których niestety wielu czytelników już nie pamięta. Od samej budowy powieści przechodzi przez to co według pisarzy jest rzeczą najważniejszą - "duszą rzeczy" - po odpowiedź na pytanie kim tak naprawdę jest sam powieściopisarz. 

Instagram
Koniec książki niestety sceptycznie spogląda w przyszłość tego gatunku i z goryczą opisuje nasze życia jako zbiorowe, pełne powtórzeń, do tego samego sprowadzające sztukę. Jednak rozłożona prawie na części pierwsze literatura europejska - powieść! - przybliża nas do zapomnianych już książek, które sama znam z wykładów, a po które jeszcze nie sięgnęłam. 

Pozycje takie jak Historia życia Toma Jonesa, czyli dzieje podrzutka, Tristram Shandy, Anna Karenina, Ulisses, Kiedy umieram czy Nędznicy, Sto lat samotności i Don Kichot - dzięki Kunderze umieszczone w jednym miejscu - od razu rozszerzają listę pozycji, które należy w życiu przeczytać i znać. 

Zatem polecam książkę wszystkim miłośnikom powieści, ponieważ lektura Zasłony wzbogaca w lekki i bezpretensjonalny sposób!

19:13:00

Triumf grafomanii nad dedukcją

Triumf grafomanii nad dedukcją
Dzisiaj powieje chłodem. 

Tytuł: W cieniu prawa
Autor: Remigiusz Mróz
Rok: 2016

Zachęcona wszelkimi plebiscytami, w których autor zgarniał nagrody oraz licznymi pozytywnymi recenzjami jego wcześniej twórczości, jak i recenzjami powyższej pozycji, kupiłam W cieniu prawa.

Lekturę zaczęłam z umiarkowanymi nadziejami na dobrą fabułę, ponieważ fanką polskich kryminałów nie jestem. 
Akcja książki przenosi nas na początek XX w. do Galicji. Autor zrobił niewielkie badanie dotyczące realiów historycznych i na książkę, która jest dość obszerna, znajdziemy może z 5-6 zdań na temat obyczajów lub sytuacji politycznej panującej w Europie.

Główny bohater jest nisko urodzonym zabijaką z szemraną przeszłością, która urosła do rangi legendy. Znajduje zatrudnienie we dworze jako czyścibut i sam jest zdziwiony swoim szczęściem, że z taką reputacją dostaje posadę. Reputacja ta, którą autor próbuje osnuć tajemnicą przez 1/3 książki, okazuje się żenująca i wątpimy czy w ogóle warto było tak ją rozdmuchiwać. 

Przez pierwsze 100 stron miałam wrażenie, że czytam pastisz kryminału, farsę, komedię. Dialogi wygłaszane przez postacie są bowiem pompatyczne, dramatyczne do granic absurdu i tak śmieszne, że nie byłam w stanie traktować ich powaznie. Czułam się jakbym oglądała słaby spektakl teatralny, w którym aktorzy nie mają pojęcia, jak fatalni są w swoich rolach i wygłaszają wyuczone, koszmarnie napisane kwestie z przerysowanym animuszem, który powinien się spotkać jedynie ze zgniłymi warzywami lądującymi na scenie. 

Jednak w końcu zdałam sobie sprawę, że to jednak nie są żarty i tak po prostu napisana jest książka. Zniechęciło mnie to jeszcze bardziej. Końcówka natomiast przypomina średniej klasy film sensacyjny.

Sama fabuła opiera się na tym, że jeden z członków majętnej rodziny zostaje zamordowany. Oczywiście nasz bohater jest o to od razu obwiniony i praktycznie osądzony przez rodzinę. Cudownym zbiegiem okoliczności prawie wszystkie panny w posiadłości (niezależnie od statusu społecznego! a nie zapominajmy, że to rok 1909) czują słabość do czyścibuta, który raptem 24 godziny pracuje w domostwie i rzucają się na ratunek biednemu, przystojnemu chłopcu z mroczną przeszłością.
Nie mogę niestety powiedzieć, że fabuła rozwija się dobrze. Wprawdzie autor próbuje nas zaskoczyć tym, jak prowadzi wątek - i to mu się udaje - dzieje się tak tylko dlatego, że przez średnio 100 stron opowiada nam jakieś bzdury niezwiązane z rozwojem fabuły. Ględzi o niedolach w więzieniu, ani trochę nie zbliżając czytelnika do swojego toku rozumowania, tylko po to, żeby na dwóch kolejnych stronach podać nam wszystko na tacy. Owszem, czujemy się zaskoczeni. Ale tym jak marne niespodzianki dla nas szykował Mróz. Nie czujemy się ani trochę usatysfakcjonowani tym, że sami, kierując się dedukcją i poszlakami w fabule dotarliśmy do takich rewelacji, bo tych poszlak w ogóle w tekście nie ma! A czy to właśnie nie sprawia nam największej przyjemności podczas czytania kryminałów - zabawa w samodzielne rozszyfrowywanie zagadek?

Następnie znów następuje triumf flaków z olejem, monotonii i bawienia się w grafomanię, aby po około dwusetnej stronie po raz kolejny przeczytać akapit o jakimś nagłym zwrocie akcji, którego się nie spodziewaliśmy i który wcale nie naprowadza nas na tok rozumowania głównego bohatera. 

A już do szewskiej pasji doprowadzały mnie "knowania", które są wyjawiane innym postaciom, ale nie czytelnikowi. Czytamy zatem, że ta i ta osoba dowiedziała się czegoś. Że Landecki wyjawia swój plan, który przyjęty jest jedynie zdawkowym uśmiechem. Że prawnik z kimś rozmawiał, ale o czym i z kim, to już nie mamy pojęcia. Narasta frustracja, że autor bawi się z nami jak rozkapryszony bachor w "wiem, ale nie powiem, nene nene neee neee!".

Po 200 stronach i 2 bezpretensjonalnie i niezgrabnie przedstawionych zwrotach akcji znów napotykamy na kolejną setkę stron pełnych nudy pomieszanej z frustracją i wierzcie mi, nawet Rogoziński mnie tak nie zmęczył jak ta powieść. 

Ponadto z chłopka-zabijaki Erik Landecki nagle urasta nam do rangi arystokraty. Mróz zapomina całkowicie o tym, jakie nakreślił bohaterowi środowisko, w którym dorastał i wykształcenie. Z rozdziału na rozdział miota się opisując go jako Polaka wychowanego we wsi pod zaborem, który ledwo umie składać litery, a później w jakimś dialogu chłopak sam się porównuje do postaci Moriarty'ego, znanego z książek o Sherlocku Holmesie. No to chwila?
Za stylizację językową i historyczną stawiam 2. 
Za fabułę 2+.
Przyjemność z książki zaczęłam odczuwać 70 stron przed końcem, bo oznaczało to koniec męczarni i przeczytałam ją tylko dlatego, że się zawzięłam na lotnisku i nie pozwoliłam sobie włączyć na czytniku żadnego innego tytułu. Autor sam pisze, że tworzył tę pozycję jako odskocznię od doktoratu i osobiście mam nadzieję, że praca naukowa napisana została lepiej.
W dwóch słowach: nie polecam. Zdziwiona jestem tak pozytywnymi recenzjami u innych blogerów, którzy dosłownie oszaleli z zachwytu, gdy dostali darmowy egzemplarz. Darmowego gniota raczej. Być może zaczęłam od złej książki, ale nie mam zamiaru sięgać po inne pozycje Mroza. Jestem niewiarygodnie rozczarowana i przerażona jego popularnością, jeśli inne książki są tak samo fatalnie napisane. Widocznie wykreowanie sobie elokwentnego wizerunku wystarcza, żeby się dobrze sprzedawać.

19:04:00

Pamiętnik z przyszłości

Pamiętnik z przyszłości
Tytuł: Pamiętnik z przyszłości
Autor: Cecelia Ahern
Rok: 2009

Nie słyszałam o tej książce, zanim nie dostałam propozycji napisania recenzji związanej z nowym wydaniem. Przeczytałam więc opis, który mnie zaintrygował i jednocześnie zmotywował, żeby znów sięgnąć po twórczość tej irlandzkiej pisarki. I jak dobrze zrobiłam!
Główną bohaterką jest Tamara - szesnastolatka, która dorasta w takim luksusie, że aż się niedobrze robi. Wielka posiadłość, wakacje w ciepłych krajach, zima w górskich kurortach, rodzice, którzy spełniają wszystkie jej zachcianki. Dziewczyna po prostu ocieka pieniędzmi i jest tak rozkapryszona, niewdzięczna i opryskliwa, że chce się ją spoliczkować!

Ale wszystko się zmienia, gdy jej ojciec odbiera sobie życie. Okazuje się, że sukces finansowy był tylko pozorny i w pewnym momencie długi tak szybko narastały, że konsekwencje przerosły możliwości ojca Tamary.

I w tym momencie cała opowieść się rozpoczyna. Tamara - zmuszona wraz ze swoją matką opuścić ogromną rezydencję - wynosi się na wieś do wujostwa, które udziela im schronienia, aż obie staną na nogi. Dla każdej z nich jest to szok. Z Dublina przenoszą się bowiem do stróżówki stojącej obok ruin zamku, który spłonął prawie dwadzieścia lat temu. 
Matka zamyka się w sobie, rozpaczając po śmierci męża, a Tamarą targają wyrzuty sumienia, że była opryskliwą i niewdzięczną córką, ale również przeżywa zmianę otoczenia i środowiska. Do tej pory cieszyła się pełną swobodą. Teraz jej nadopiekuńcza ciotka pilnuje jej na każdym kroku, a dziewczyna nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko szwendać się po ruinach i ogrodach zamkowych.

Szybko jednak okazuje się, że oddalona od wszelkich zabudowań posiadłość nie jest pusta i skrywa mnóstwo sekretów, które układają się przed Tamarą jak okruszki, którymi powinna podążać w celu rozwikłania zagadek, których istnienia nigdy nie podejrzewała, a które bezpośrednio jej dotyczą. I niektóre rzeczy zaczynają po prostu nie grać!

Pomocna okazuje się książka, która wpada w jej ręce dzięki obwoźnej bibliotece, która uprzyjemnia życie ludziom oddalonym od większych miejscowości. Książka okazuje się pamiętnikiem, który zdradza dziewczynie co wydarzy się dnia... następnego! Zaczyna ona naprowadzać Tamarę na rodzinne tajemnice, opisuje konsekwencje popełnionych przez dziewczynę czynności, dzięki czemu stara się ona zmieniać przyszłość, aby uniknąć tych niepożądanych!

Co z początku wygląda na powieść obyczajową i za sprawą magicznego pamiętnika wydaje się mieć coś wspólnego z fantastyką, okazuje się historią, która może zaskoczyć, a nawet zmrozić krew w żyłach.
Książka pisana jest bowiem takim językiem, że cały czas czujemy niepokój. Wiemy, że za całą fasadą codziennych problemów czai się historia o wiele mroczniejsza. Mimo że niektóre zagadki wydają się przewidywalne, to inne zaskakują nas przez to ze zdwojoną siłą! Dostrzegamy w tekście skrawki odpowiedzi, ale nie potrafimy jeszcze sformułować pytań. Nie spodziewałam się takiej konstrukcji fabuły po tej autorce, a jednak miło mnie zaskoczyła!

Mimo średnich recenzji na portalach, ja książkę polecam! Uprzyjemniła mi kilka wieczorów, trzymała w napięciu, nie podawała wszystkiego na tacy, mimo że można się przyczepić do kilku postaci. 

Naprawdę duży plus!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Akurat i firmie Business & Culture.
Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger